Skocz do zawartości
  • CASTING co to jest i czym się to je.


    Alexspin
     Udostępnij

    CASTING

    co to jest i czym się to je.

     

    Moje złego początki.

    To była wiosna 2016 r. Majówka nad Wartą poniżej zapory Jeziorsko. Ze spinningiem uzbrojonym na bolenie bezskutecznie biczowałem wodę próbując trafić przynętą przed pysk żerującej rapy, zresztą chyba nawet nie jednej kręcącej się w okolicy. Niestety trudno było trafić dokładnie przed nos złośliwie omijających moją przynętę srebrnych torped. Trzy godziny bez efektu.

    Opodal wędkował inny spinningista i dostrzegłem, że w tym czasie wyholował trzy boleniska. Jego zestaw wyglądał trochę dziwnie, z daleka jakby odwrócony do góry kołowrotkiem. Zwinąłem swoją wędkę i postanowiłem podejść bliżej. Kolega po kiju dostrzegł moje zainteresowanie i również przerwał rzuty. Okazał się bardzo miły i nie krył źródła swoich sukcesów. Jego zestaw wyglądał faktycznie dziwnie. Kołowrotek to był multiplikator czyli coś w rodzaju morskich „kołowrotów” z ruchomą szpulą, ale znacznie mniejszy. Zamocowany był na „grzbiecie” wędziska, a uchwyt pod spodem miał pazur, który stabilizował chwyt dłoni. Conajmniej śmiesznie wyglądały przelotki biegnące wzdłuż „kręgosłupa” kijka również podobnie do ciężkich wędzisk morskich, ale w porównaniu do kijków spinningowych były niemal mikroskopijne. Największa z nich miał średnicę wewnętrzną mniej niż 10mm, a oglądanie szczytowej przez lupę nie byłoby przesadą. Nazywał ten zestaw castingiem. Sukces w łowieniu boleni polegał na celności rzutów. Przynęta każdorazowo lądowała tam gdzie mój nowy znajomy chciał ją umieścić, co było nieosiągalne spinningiem.

    Efektem tego spotkania był mój pierwszy zestaw castingowy, który dotarł do mnie w dwa tygodnie później:

    • wędzisko OKUMA Black Rock Casting 10-35g/213cm,
    • DAIWA Tatula TWS100HSL.

    Zaczęła się nauka rzutów. Nie miałem instruktora, który korygowałby moje błędy, starałem się tylko na tyle naśladować wcześniej napotkanego castingowca, na ile udało mi się zapamiętać to co podpatrzyłem. Oczywiście skutki mojej indolencji nie dały długo na siebie czekać. Już w pierwszym rzucie nieumiejętność moja objawiła się przepięknym „gniazdem” splątanej niemiłosiernie linki, ale nie zniechęciło mnie to i po niemal półgodzinnej walce z plątaniną udało mi się przywrócić użytkowość zestawu. W kolejnych rzutach już było nieco lepiej, choć nie uniknąłem kolejnych gniazd, tyle że już nie tak efektownych jak to pierwsze. Za to w którymś z kolejnych rzutów, plącząca się linka tak ostro zahamowała, że Alga 3 pożegnała się ze mną odlatując samodzielnie w siną dal.

    Pierwszy dzień mojego 5-godzinnego castingowania ukończyłem utratą trzech blach i opanowaniem sposobu wykonywania rzutów na tyle, że ostatnie dwie godziny to były już tylko po trzy gniazda/h.

    Tak się zaczęło. Na chwilę obecną mój arsenał zestawów castingowych składa się z 6 wędzisk, począwszy od cw 1-4g, a kończąc na cw 10-35g (cięższe zestawy nie przypadły mi do gustu) w tym trzy rękodzielnicze, wykonane na zamówienie według określonych przeze mnie parametrów oraz 6 multiplikatorów spasowanych na stałe z wędziskami.

     

    Wędzisko.

    Po pierwsze, tradycyjnego spinningu nie ma potrzeby opisywać, bo „jaki jest każdy widzi” i byłoby z mojej strony nieetyczne wykładanie czegoś, czego nie praktykuję od niemal 7-lat. Po drugie casting to też spinning, tylko że „do góry nogami”.

    Standardowy, dostępny na rynku wędkarskim kij castingowy – w odróżnieniu od spinningu uzbrojonego w przelotki „na brzuszku” – jest uzbrojony w przelotki „na pleckach” wzdłuż kręgosłupa, jednak nie zawsze. Otóż doświadczenie wykazało, że lepiej funkcjonują wędziska uzbrojone „spiralnie”. Polega to na zamocowaniu pierwszej (patrząc od strony rękojeści) przelotki „na pleckach”, a następnych odchylonych stopniowo w bok, aż do zamocowania przelotki szczytowej w sposób tradycyjny dla spinningu, czyli „na brzuszku”. Na życzenie klienta, takie „spiralne” zbrojenie stosują rękodzielnicy (rodbuilderzy). Dość często również w ten sposób dokonuje się przeróbek standardowo uzbrojonych wędzisk. W zakresie fizyki i dynamiki jestem kompletnym dyletantem, ale przyjmuję jako aksjomat opinie bardziej zorientowanych w temacie kolegów, że uzbrojenie spiralne ma pozytywny wpływ na funkcjonalność wędziska.

    Kolejną różnicą pomiędzy tradycyjnym kijkiem spinningowym, a castingowym jest budowa uchwytu kołowrotka. Jak wszystkim wiadomo, kołowrotek jest mocowany od spodu, czyli znowu „na brzuszku” wędziska i wędkarz zazwyczaj trzyma wędkę tak (za wyjątkiem zestawu muchowego), że stopka kołowrotka sytuuje się między palcami (wskazujący i środkowym, lub środkowym i serdecznym). Uchwyt castingowy ma zupełnie inną budowę. Zasadniczą różnicą jest usytuowanie gniazda mocowania kołowrotka w górnej części uchwytu, a więc znowu „na pleckach”, dokładnie w linii kręgosłupa wędziska. Druga różnica to tak zwany „pazur” na dolnej stronie uchwytu. Zazwyczaj sytuuje się on w podobny sposób jak stopka kołowrotka w tradycyjnym spinningu. Pazur ma za zadanie stabilizację uchwytu w dłoni, gdyż kciuk z zasady nie obejmuje uchwytu, ponieważ ma inne zadanie niż w spinnigu, a mianowicie kontrolę szpuli i linki wysnuwanej z multiplikatora, zatem w fazie rzutu spoczywa na szpuli, a podczas zwijania linki, zazwyczaj na „karoserii” multiplikatora. Ponadto dolnik castingu jest z reguły znacznie krótszy od dolników spinningowych, pewnie ma to związek z wyważeniem zestawu ale tutaj znowu mają zastosowanie prawa fizyki i dynamiki, więc jako dyletant w tej dziedzinie nie podejmuję się wytłumaczyć tej różnicy.

    Następną różnicą jest długość całkowita wędziska. Z zasady casty są znacznie krótsze niż kijki spinningowe o podobnych parametrach. Gdy przy wędkowaniu z brzegu spinningi osiągają długości 270-300 cm, a nawet więcej, to tradycyjne kijki castingowe oscylują w granicach +/- 200 cm. Należy domyślać się, że wynika to z tradycji importowanej z USA, gdzie castów używa się głównie do wędkowania ze środków pływających, gdzie zbyt długie wędzisko byłoby bardziej zawadą niż udogodnieniem. Inna sprawa, że wędzisko castingowe długości 180/200 cm pozwala na osiąganie odległości rzutu porównywalnych z klasycznymi spinningami 240/270 cm. Pewnie kłaniają się tu znowu prawa fizyki i dynamiki itd. Ostatnio pojawiają się na rynku standardowe wędziska castingowe przekraczających 260 cm, czego przykładem są kijki JAXON Grey Stream Cast, które mierzą 265 cm, ale są to, jak na razie, wędziska średnio ciężkie, przystosowane do przynęt w zakresie 10-35g, a więc jeśli nasze „chciejstwo” wymaga wędziska lżejszego lub cięższego, pozostaje zamówienie takowego u rodbuildera.

    Ostatnią znaczącą różnicą pomiędzy wędziskiem spinningowym, a castingowym – o czym już wspominałem – jest wielkość przelotek. Zasadą jest, że pierwsza przelotka w spinningu jest duża, pierścień jej jest osadzony na wysokiej stopce, a średnica wewnętrzna osiąga, a nawet przekracza często 300 mm. Wynika to ze znacznej odległość szpuli kołowrotka od blanku i konieczności w miarę wyrównania przebiegu linki. Przelotki castingowe są malutkie, a szczytowe wręcz mikroskopijne, Wynika to z faktu, iż linka wysnuwana z multiplikatora przebiega bardzo blisko blanku, więc wielkość pierwszej przelotki nie musi niwelować znacznego skosu jej trasy pomiędzy wodzikiem multiplikatora a przelotką.

     

    Multiplikator.

    Jedną z różnic technicznych pomiędzy kołowrotkiem o stałej szpuli, a multiplikatorem jest ułożenie i linia przebiegu linki. W stałoszpulowcu linka na samym początku swojej drogi jest załamana pod kątem prostym na rolce kabłąka, co ma znaczący wpływ na jej trwałość. Wystarczy żeby pod rolkę dostało się mikroskopijne ziarnko piasku lub inne zanieczyszczenie powodujące opory na jej osi, a w skrajnym przypadku jej całkowite zatrzymanie. Niewiele czasu potrzeba wówczas żeby podczas zwijania linki, a zwłaszcza przy holowaniu walecznej lub dużej ryby rolka zaczęła się nagrzewać od tarcia linki, a w konsekwencji nadtopienie żyłki, lub przetarcie włókien plecionki. W pewnej chwili pozostaje nam tyle linki ile zdążyliśmy nawinąć, a reszta odpływa sobie z nurtem rzeki lub dryfuje sobie zgodnie z ruchem falowania wody stojącej. Nie dość tego, linka którą pozostała na szpuli, skutkiem przegrzania/przetarcia nadaje się wyłącznie do kosza. Pomijam już utratę złowionej ryby a ponadto nierzadko śmiertelne „zakolczykowanie” złowionego okazu. Drugim niekorzystnym zjawiskiem jest systematyczne skręcanie się linki nawet gdy producent zachwala kołowrotek sugerując, że zastosowana rolka jest „antyskręceniowa”, co niestety w znacznym stopniu stanowi tylko chwyt marketingowy, a za tym podstawę do zastosowania wyższej ceny.

    Te wady w znacznym stopniu są wyeliminowane w multiplikatorze. Podstawowe znaczenie ma tu prostolinijność przebiegu linki. Istnieje pogląd, że linka również podlega tarciu przez wodzik, co nie ulega wątpliwości, ale zjawisko to jest niewspółmierne z tarciem rolki kabłąka i w znacznej mierze jest porównywalne z tarciem jakie wywołują przelotki, a to zjawisko zachodzi z zasady w większym bądź mniejszym stopniu niemal we wszystkich metodach wędkarskich. Liniowy przebieg linki i ten sam kierunek przebiegu linki podczas zarzucania przynęty jak i jej zwijania ogranicza zjawisko skręcania linki. Nie uniknie się go przy stosowaniu przynęt wirujących, ani podczas holowania ryby, która wykonuje skoki i koziołki w celu uwolnienia się, ale to zjawisko też jest nieuniknione we wszystkich metodach wędkarskich.

    Znaczącą różnicą pomiędzy obydwoma typami kołowrotków jest zalecane wypełnianie szpuli plecionką. Otóż w stałoszpulowcu zaleca się wypełnienie szpuli do poziomu 1-2mm poniżej rantu szpuli. Nadmierna ilość linki może, a nawet na pewno będzie powodować tworzenie się gniazd, natomiast zbyt niski poziom napełnienia będzie miał i to często znaczący wpływ na skracania odległości, na jaką można będzie zarzucić przynętę. W przypadku multiplikatora podobnie niekorzystne będzie nadmierne wypełnienie szpuli, co będzie skutkować trudnymi do rozplątania gniazdami, ale może mieć również skutki znacznie boleśniejsze niż gniazda, a mianowicie nawijanie plecionki pod szpulę, co w skrajnym przypadku może skutkować nawet uszkodzeniem osi szpuli i w konsekwencji innych elementów konstrukcyjnych. Natomiast niepełne nawinięcie będzie miało skutek odwrotny do stałoszpulowca – wzrostu odległości rzutów i ułatwieniem w obsłudze lżejszych przynęt. Jest to wynikiem zmniejszenia masy całkowitej szpuli wraz z nawiniętą linką. Dla zestawów UL i XUL wręcz zaleca się ograniczenie ilości plecionki do około 50 m, jak wiadomo mniejsze ryby zazwyczaj łatwiej wyholować, więc taka ilość linki wystarczy zarówno na osiągnięcie dostatecznej odległości rzutu i potencjalne „wyciągnięcie” kilku metrów przez walczącą rybę.

    Podstawową różnicą między tradycyjnym kołowrotkiem ze szpulą nieruchomą, a multiplikatorem jest „nieruchomość” szpuli w stałoszpulowcu, a obracająca się i to czasem z zawrotną prędkością, szpulka multiplikatora. Otóż przy wyrzucie przynęty, jak zapewne wszystkim wiadomo, w stałoszpulowcu szpula nie wykonuje żadnego ruchu, a ciężar przynęty wysnuwa linkę odwijając ją pętlami ze szpuli. W multiplikatorze, podobnie jak w starodawnych „katuszkach” i kołowrotkach muchowych, linka wysnuwając się obraca szpulę. W tym tkwi cały problem, czyli złośliwy diabełek. W stałoszpulowcu linka wysnuwa się tak długo, jak długo ciągnie ją bezwładność przynęty lecącej w wyniku siły naszego zarzucenia i dynamiki wędziska. W multiplikatorze do siły zarzucenia, dynamiki wędziska i bezwładności przynęty dochodzą jeszcze dwa czynniki. Po pierwsze bezwładność hamująca obracającej się szpuli i drugi bezwładność obrotowa szpuli w momencie gdy przynęta przestanie wysnuwać linkę (opadnie do wody lub zawiesi się na elementach otaczającej nas przyrody). Ten drugi czynnik jest jednym z najniebezpieczniejszych, stałym kłopotem i troską castingowca. Stąd pewne skomplikowanie budowy multiplikatora. Otóż, gdy stałoszpulowiec ma w zasadzie tylko jeden hamulec, który ustawiamy stosownie do ciężaru, waleczności holowanej ryby i wytrzymałości linki, to multiplikator ma zazwyczaj aż trzy hamulce mechaniczne, a właściwie nawet cztery, ale o tym czwartym potem.

    Pierwszy z nich regulowany pokaźnych rozmiarów pokrętłem gwiazdkowym umieszczonym na tej samej osi co korba, służy dokładnie tym samym celom co hamulec stałoszpulowca i opis jego funkcji i obsługi możemy sobie darować, gdyż są doskonale znane zarówno spinningistom, jak i grunciarzom. Zajmiemy się więc dwoma pozostałymi.

    Drugim hamulcem jest tak zwany hamulec docisku szpuli. Reguluje się go niewielkim pokrętłem umiejscowionym po tej samej stronie co hamulec holowniczy i z zasady w miejscu takim, że trudno się do niego dostać, bo rozległe ramiona gwiazdy regulującej hamulec główny, dość skutecznie ten dostęp utrudniają. Mechanizm ten pełni dwie funkcje:

    • jak sama nazwa wskazuje, dociska szpulę niwelując jej boczne luzy,
    • po mocniejszym dokręceniu hamuje szpulę podczas rzutu.

    Konstrukcja tego hamulca jest dość prymitywna, jest to zwykła śruba przechodząca przez całą szpule z nakrętką na końcu, którą skręcając, dociska się szpulę coraz mocniej do obudowy multiplikatora. Hamulec ten ma jedną zaletę:

    • przy odpowiednim mocnym skręceniu, samoistnie potrafi też zatrzymać szpule, po wpadnięciu przynęty do wody;

    i trzy wady:

    • wymaga zwiększonej siły koniecznej do rozkręcenia szpuli,
    • przy dużych prędkościach jest niezbyt skuteczny, a ustawienie go na tym poziomie aby skutecznie hamował szybko obracającą się szpulę, sprawi że szpula będzie się niemal od razu zatrzymywała przy mniejszych prędkościach, co mocno skróci rzuty,
    • powoduje opór także przy prowadzeniu przynęty, co niepotrzebnie męczy rękę wędkarza.

    Analogią do docisku szpuli jest hamulec ręczny w samochodzie:

    • jest przydatny w samochodzie? Jest;
    • możesz nim zahamować samochód? Możesz;
    • jest to efektywne hamowanie? Nie!

    Aby wykorzystać jego funkcje w jak najlepszym zakresie należy w pierwszym rzędzie ustawić go tak, aby zlikwidować boczne luzy szpuli, ale to tak „na styk”. Następnie – szczególnie gdy raczkujemy – po założeniu przynęty dokręcić go z wyczuciem tak, aby przynęta samoistnie wysnuwała linkę pod własnym ciężarem, ale bardzo powoli co wiąże się z koniecznością jego regulacji przy każdej wymianie przynęty. Bardziej doświadczeni kastingowcy, sprawnie posługujący się kciukiem, mogą sobie tę drugą „operacje” darować.

    Trzecim rodzajem hamulca zastosowanym najpóźniej w trakcie rozwoju konstrukcji multiplikatorów, jest hamulec rzutowy występujący w trzech wersjach:

    • magnetyczny – charakteryzuje się liniowym przyrostem siły hamowania, przez co zapewnia dobrą kontrolę zarówno w czasie lotu przynęty,
    • odśrodkowy – siła hamowania wzrasta o wiele agresywniej, w porównaniu do hamulca magnetycznego, doskonale kontroluje start rzutu gdy szpula obraca się najszybciej, wraz ze zwolnieniem obrotów szpuli działa z mniejszą siłą niż hamulec magnetyczny,
    • hybrydowy – oznacza najczęściej zastosowanie obydwóch powyższych hamulców w jednym modelu multiplikatora.

    Trudno byłoby, a uważam że nawet jest wręcz niemożliwe stwierdzenie, który z tych hamulców jest lepszy, gdyż żaden z nich nie jest ani lepszy ani gorszy – są po prostu inne. Magnetyk oferuje dobrą kontrolę na każdym etapie rzutu. Nawet jak szpula obraca się już wolno, przed samym wpadnięciem przynęty do wody. Odśrodkowy oferuje większą siła hamowania, gdy szpula obraca się bardzo szybko, sam start szpuli i moment zaraz po jej puszczeniu. Jednak gdy już szpula zwolni a przynęta zbliża się do wody, siła hamowania jest sporo słabsza niż w wypadku magnetyka. Przekłada się to na trochę większe odległości rzutowe (szpula jest mniej hamowana) ale kosztem mniejszej kontroli a więc i większego ryzyka splątań. Na wybór hamulca przede wszystkim wpływają styl rzucania i doświadczenie. Hamulec magnetyczny preferowane jest przez osoby które rzucają spokojnie i płynnie, cenią sobie dobrą kontrolę przez cały rzut, nie chcą lub jeszcze nie potrafią korzystać z kciuka i potrzebują większej samodzielności multiplikatora gdy szpula mocno zwalnia. Hamulec odśrodkowy wybierany jest przez osoby, które rzucają dynamicznie i potrzebują dużej siły hamowania na początku rzutu a małej w późniejszym etapie. Jest też częściej wybierany przez wędkarzy bardziej doświadczonych, którzy potrafią używać kciuka, zależy im bardziej na mniejszych siłach hamowania podczas lotu przynęty, co w pewnym stopniu wydłuża odległości, na które można zarzucić przynętę. Czy oznacza to, że początkujący fanatyk castingu powinien używać modeli z magnetycznym hamulcem a jak nabierze doświadczenia z odśrodkowym? Taka klasyfikacja byłaby z gruntu fałszywa. Nie ma niczego złego w poczęciu zauroczenia castingiem od odśrodkowego hamulca albo pozostaniu przy magnetycznym jeśli taki bardziej pasuje. Jest to wyłącznie kwestia indywidualnych preferencji. Najlepiej sprawdzić obydwa systemy, aby wędkarz mógł SAM zobaczyć, którym lepiej się rzuca.

     

    Kciuk.

    Wcześniej wspominałem kilkakrotnie o „kciuku”, a dlaczego? Jest to czwarty, moim zdaniem najważniejszy „hamulec” jakim posługuje się spinningista stosujący metodę castingową. Kciuk wykonuje pracę wspomagającą docisk szpuli, a moim zdaniem nawet priorytetową:

    • przy starcie szpuli zapobiega nadmiernemu rozpędzeniu się jej ruchu obrotowego,
    • wyhamowuje prędkość obrotową szpuli pod koniec lotu przynęty,
    • zatrzymuje szpulę przed opadem przynęty do wody w wybranym miejscu.

    Kciuk nie posiada największej wady docisku, po wykonanym rzucie zdejmujemy kciuk ze szpuli i przy zwijaniu przynęty nie ma żadnych dodatkowych oporów. Dla tego sprawnie operując kciukiem, docisk szpuli ustawiamy tak – o czym wspomniałem przy docisku szpuli – żeby wyeliminować jedynie luzy boczne szpuli. Znam castingowców, którzy mają to również w „du...żym poważaniu” i szpula w ich multiplikatorach lata na boki jak po przysłowiowym „... pustym sklepie”. Osobiście nie zalecam tego, gdyż w przypadku luzów bocznych zachodzi niebezpieczeństwo zsunięcia się linki pod szpulę, a to może zagrażać nawet uszkodzeniem multiplikatora. Kciukiem kontroluje się cały rzut. Powinno się go trzymać nad szpulą i pozwolić aby niemalże ją ocierał. Dzięki temu wędkarz jest w stanie natychmiast wyczuć gdy pojawiają się luźne zwoje. Wtedy nawet lekkie dotknięcie palca do szpuli, hamuje nadmiernie rozpędzoną szpulę, co skutecznie zapobiega splątaniom, a tym samym powstaniu bardziej lub mniej „efektownych” gniazd. Drugą korzyścią „używania kciuka” jest możliwość umieszczenia przynęty w wodzie celnie, niemal co do centymetra, zatrzymując ją tuż przed linią trzcin lub powoli spowalniając szpulę, aby przynęta cicho spadła przed obiecującym dołkiem w małej rzeczce.

    Ostatnią ale nie najmniej ważną sprawą jest sam początek rzutu a mianowicie puszczenie szpuli. Sporo osób się na tym wykłada, nie rozumiejąc działania multiplikatora. Podczas gdy przy spinningu starczyło puścić palec trzymający linkę, w przypadku castingu skończy się to zazwyczaj na gwałtownej brodzie zaraz po wypuszczeniu przynęty.

    Kciukiem nie steruje się zero-jedynkowo, szpulę należy puszczać z wyczuciem. Najłatwiej porównać to do działania sprzęgła w samochodzie. Gdy ruszasz spod świateł nie można gwałtownie puścić sprzęgła, silnik od razu zgaśnie, puszcza się je z równoczesnym dodaniem gazu co zapewnia płynne ruszenie. Przy zarzucaniu castingiem jest dokładnie tak samo! Wystarczy wyobrazić sobie że puszczanie szpuli kciukiem to sprzęgło a wymach wędką to dodanie gazu. Gwałtowne poszczenie szpuli powoduje, że dostaje ona “strzał” od przynęty, który od razu spowoduje splątanie. Efektem jest gwałtowne wyhamowanie lotu przynęty czego najmniej szkodliwym skutkiem będzie natychmiastowe opadnięcie przynęty do wody, a w najgorszym przypadku jej urwanie i poszybowanie w „siną dal”. Dodatkowym skutkiem w obydwu przypadkach będzie efektowne gniazdo, do którego likwidacji nadzwyczaj często będą konieczne nożyczki i skutkiem tego utrata kilku, a nawet kilkunastu metrów cennej linki. Zatem nie zapominajmy o kciuku!

     

    Jak rozpocząć.

    W tym temacie zdania są podzielone, przy czym dominuje pogląd, żeby zaczynać od ciężkiego zestawu, czyli wędziska o dolnej granicy ciężaru wyrzutu powyżej 40, a nawet 60g. Zwolennicy tej teorii tłumaczą to większą łatwością zarzucania ciężkich przynęt i w wyniku tego ograniczenia niebezpieczeństwa tworzenia się gniazd. Jest też choć chyba najrzadziej prezentowany pogląd, żeby startować od niskich ciężarów, w zakresie CW poniżej 10 g, motywowany tym, że jak się uczyć to od metod najtrudniejszych, wówczas lekko przechodzi się do łatwiejszych.

    Nie jestem zwolennikiem pierwszej, a wręcz przeciwnikiem drugiej. Rozpoczynanie od tych ciężkich zestawów sprawiających, iż nauka pójdzie gładko może wywołać u adepta castingu poczucie łatwizny i zadufania. Jakież może być rozczarowanie, gdy zejście do zestawu w zakresie 5-20g będzie wymagało ponownego opanowania techniki rzutów, a efektowne gniazda plecionki będą wymagały przy ich likwidacji użycia nożyczek. Jeszcze gorzej może być przy rozpoczynaniu zabawy castingowej od niskich CW, gdyż opanowanie techniki jest trudniejsze i może doprowadzić wręcz do zniechęcenia i zaniechania dalszych prób. Poza tym w castingu, który jest sam w sobie drogi, wydatki związane z nabyciem sprzętu UL, to naprawdę spory wydatek.

    Osobiście proponuję zacząć „od środka”, czyli od wędziska średniego w zakresie cw około 10-40g. Opanowanie techniki użytkowania takiego zestawu, w okresie rozwoju pozwoli na bezproblemowe przejście do zestawów ciężkich i stosunkowo łatwe i przyjemne zejście z ciężarem w dół. Tak ja zaczynałem (wędzisko 10-35g) i bez większych kłopotów przebrnąłem obniżenie ciężaru, tak że obecnie obsługa zestawu 1-4g nie sprawia mi żadnych kłopotów. Początkowo podjąłem również próby z wędziskiem 40-60g, ale jakoś mnie to nie bawiło, być może dla tego, że w odwiedzanych przeze mnie łowiskach ryby zainteresowane takimi przynętami są rzadkością, a zestaw odpowiednio do swoich warunków wagowych dość szybko męczył.

     

    Czym rozpocząć.

    Jak wspomniałem wcześniej, sprzęt castingowy nie należy do najtańszych, ale jeśli chce się w to bawić na poważnie, to trzeba nieco głębiej sięgnąć do kieszeni niż przy zaopatrzeniu w tradycyjny sprzęt spinningowy. Z czystym sumieniem mogę polecić adeptowi castingu zestaw składający się z wędziska DRAGON Black Rock II c.w. 10-35 g, dł. 213 cm i multiplikatora DAIWA Tatula 100, co łączy się z wydatkiem około 1.200.- zł. Nie jest to mało i można znaleźć podobne zestawy nawet w granicach połowy tej kwoty, są jednak dwa „ale”:

    • tani zestaw nie gwarantuje właściwych, a czasem nawet zadowalających parametrów technicznych i zwłaszcza przy nieumiejętnym użytkowaniu przez początkującego castingowca, bardzo łatwo może „się uszkodzić”,
    • w przypadku zniechęcenia tą metodą tani zestaw jest niesprzedawalnym „zalegaczem”, a wydane na niego pieniądze są stracone bezpowrotnie.

    Teraz plecionka. Wbrew obiegowej opinii, iż grubość plecionki nie ma w castingu takiego wielkiego znaczenia jak w tradycyjnym spinningu i może ona być grubsza niż wskazywałyby na to parametry zestawu, zgadzam się z tym poglądem tylko częściowo. Plecionkę zawsze należy dostosowywać do parametrów (mocy/wytrzymałości) zestawu. Dla tego, jeśli chodzi o wyżej przedstawiony zestaw jestem skłonny zalecać linkę o wytrzymałości kompatybilnej z mocą wędziska, czyli o „oczko” niżej niż jego moc. Zatem przyjmując, że wspomniane wędzisko dysponuje mocą około 16/18 lbs, sugerowałbym zastosowanie linki o deklarowanej wytrzymałości 15 lbs. Ostatnio doświadczeni koledzy castingowcy zarekomendowali mi plecionkę KASTKING Super Power 15 lbs (teoretycznie 0,14 mm, niestety nieco przegrubiona, oceniłbym ją na 0,18 mm), którą zakupiłem na Aliexpress w cenie niespełna 45.- zł za 300m i tą linkę polecałbym do wyżej opisanego zestawu. Gdyby były kłopoty z jej zakupem na Aliexpress (dostępna jest również na Allegro, ale w dwukrotnie wyższej cenie), proponuję MIKADO Nichonto Fine Braid 0,14 mm, będzie ona wytrzymałością mniej-więcej odpowiednikiem tej chińskiej, niewiele droższa, niestety o około 20% grubsza.

    Wybierając się z takim zestawem na ryby można spodziewać się brania szczupaka, zatem bezwzględnie należy pamiętać o przyponie. Z dostępnych na rynku, najbardziej odpowiadają mi przypony DRAGON Surftrand 7x7 lub x19. Trzeba też pamiętać, że szczupak, nawet niewielki ma wielką paszczę i potrafi dość głęboko zassać przynętę, wię przypon zdecydowanie nie powinien być krótszy niż 30 cm.

     

    W końcu nad wodę!

    Moich 5 przykazań dla adeptów castingu:

    1. Pamiętaj, że zestaw castingowy, to też spinning, ale casting.
    2. Nie wykonuj zamachów zbyt dynamicznych, raczej bardziej obszerne.
    3. Stosuj rzuty boczne, nie znad głowy – przynajmniej na początku nauki.
    4. Przy przejściu na rzuty znad głowy lekko obróć zestaw, tak by multiplikator był zwrócony w twoim kierunku.
    5. Pamiętaj, że twój kciuk, to najważniejszy, najczulszy i niezbędny hamulec zestawu.
     Udostępnij


    Opinie użytkowników

    Rekomendowane komentarze



    11 hours ago, Ubertroll said:

    Jeżeli ma być budżetowo, to może warto jeszcze pochylić się nad Abu Black Max. Choć to także taki plastik fantastik.

    Miałem w rękach kołowrotek i jest dokładnie tak jak piszesz :) Można tym łowić ale długo nie posłuży.

    Chciałbym złożyć coś budżetowo na próbę do pomachania. Rozumiem to, że mogę się zrazić z powodu jakości sprzętu.

    Jaxon i Konger mają ogromny plus dodatni bo mogę kupić w cenie hurtowej. Nie zapłacę vatu bo mieszkam poza UE. Wszystko pójdzie w koszty 

    Sprzęt o którym piszecie to raczej import z kontynentu w cenie detalicznej. Wysyłka koszmarnie droga jeśli w ogóle zechcą wysłać wędzisko.

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    11 hours ago, Ubertroll said:

    Myślę Michale, że warto złożyć sobie zestaw stricte szczupakowo-sandaczowy i łowić przynętami od kilkunastu gramów łącznej masy do tych trzydziestu z małym plusem. Inna sprawa czy tym samym wędziskiem da się komfortowo opędzlować różne przynęty i techniki prowadzenia.

    O technice prowadzenia to pomyśle później. Mam ledwie kilkanaście godzin praktyki ze spinningiem :)

    Domyślam się, że cięższym zestawem będzie łatwiej rzucać?

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Moje początki były bardzo trudne. Uczyłem się rzucać woblerami średnio lotnymi. Ile się różnych dziwnych na k... i ch... posypało to tylko ja wiem.;) Ale kiedy założyłem mięsistą gumę na 7-8 gramowej główce i rzuciłem to zbierałem szczękę z podłogi. Wreszcie zaczęło latać tak jak chcę.

    Przynęty nie muszą być ciężkie, byle byłyby lotne. Aleksander zasugerował wahadła. I tej wersji bym się trzymał. Jerki też fajnie fruwają. Zostaje jeszcze gramatura używanych przynęt, bo  trzeba też sensowne wędzisko do nich dobrać.

    Pooglądaj sobie filmy angielskie. Może one pomogą Ci sprecyzować oczekiwania.

    Dwa przykłady poniżej:

    1 , 2

    Edit. Ten też jest ciekawy.

    Edytowane przez Ubertroll
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    1 hour ago, Ubertroll said:

    Przynęty nie muszą być ciężkie, byle byłyby lotne.

    Jak rozpoznać która przynęta będzie lotna? :) 

    Wahadła kupię jak najbardziej. Rozumiem, że muszę patrzeć na wagę przynęt i blachy 2 albo 3 będą dobre.

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Gnomy 2-3 ważą od 25 - 30g więc jest czym rzucić. Pytanie, czy taką przynętę poprowadzisz w leniwie płynącym niedużym kanale? Z gum fajnie latają np Keitech Easy Shinery "4, lotnymi i (w moim przypadku) bardzo skutecznymi jest Gunki Grubby Shad w rozmiarze 10 cm. To tylko przykłady.

    Napisz coś o łowskach, w których zamierzasz łowić.

    Edit. Jeżeli guma będzie miała dużą powierzchnię boczną to jest wysoce prawdopodobne, że będzie kiepskim lotnikiem.

    Edytowane przez Ubertroll
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Raczej nie. Kanały mają do 2m głębokości, około 10m szerokości i woda jeśli płynie to tylko popychana wiatrem. Zostały stworzone do transportu towarów i to układ zamknięty o długości ponad 6 tys km. 

    Ryb tam nie brakuje, ludzie z powodzeniem łowią sandacze i szczupaki. Większość w okolicy 2-3 kg.

    Czyli gumy powinny być smukłe o przekroju raczej owalnym. Takie powinny lepiej "latać" i będą lepsze na początek. 

    Czy jest jakaś zauważalna różnica pomiędzy blachami np Kongera i Jaxona? Mam na myśli ten sam model np Gnoma.

     

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    On 3/13/2023 at 10:55 AM, Ubertroll said:

    Jeżeli kanały są tak wąskie, to kształtem przynęt się nie przejmuj. Ja muszę rzucić duuuuużo dalej, często w wietrzne dni, więc na takie niuanse zwracam uwagę.

    A ja tu sobie myślałem, że to jakiś magiczny parametr ;) Ciekawe to wszystko się wydaje i trzeba spróbować. 

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    W dniu 13.03.2023 o 10:41, zwykły michał napisał:

    Czy jest jakaś zauważalna różnica pomiędzy blachami np Kongera i Jaxona? Mam na myśli ten sam model np Gnoma.

    90% moich wahadełek to produkcja POLSPING, uważam je za najlepsze. To chyba najstarszy (w Polsce) producent wahadłówek. Bardzo szeroka oferta, chyba najniższe ceny na rynku i najlepsza jakość. Pozostałe firmy oferują odpowiedniki, ale nie jest to taka sama jakość.

    Ps
    Bardzo ciekawe blaszki produkuje też kol.  krzysiek gżybek (pisownia oryginalna ;)).

    Edytowane przez Alexspin
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    W dniu 8.03.2023 o 13:11, Alexspin napisał:

    Quinto - jego cena wskazuje, że posłuży Ci 1 sezon intensywnego użytkowania, chyba że będziesz używał go do nieco delikatniejszego wędkowania, bez wykorzystania jego pełnych, deklarowanych parametrów i wędziska, a więc użycia przynęt co najwyżej do 20g.
    Na koniec najsmutniejsze - ten multiplikator po rocznym użytkowaniu może być praktycznie "niesprzedawalny".

    Ku przestrodze! Temat o multiplikatorach, ale nie chcę zakładać nowego wątku. Będzie o kołowrotkach.

    Alex, święte słowa! Naczytałem się o ja głupi fejsbuków i kupiłem sobie chiński kołowrotek Piscifun Carbon, który waży zaledwie 160 g. Jaki karbon? Dla mnie zwykła plastikowa wydmuszka. Skusiłem się na niego, bo zależało mi na niskiej wadze, bo chciałem go podpiąć do wędziska, które ważyło mniej niż 25 g. Na czym była zbita waga? Na wielkości. Kołowrotek nadaje się do podlodowego dłubania. 

    I druga historia. Skusiłem się jeszcze na chwalonego Kastkinga Zephyra. Funkiel nówka, która stuka pod naporem podczepionego zielska. Po jednym wypadzie gunwo wylądowało w koszu na śmieci, bo wstyd by mi było coś takiego sprzedać. 

    Wywalona kasa w błoto to ponad pół Shimano Stradica, który jest i lekki i ma bardzo kulturalną pracę.

    Znów sprawdziła się maksyma, że za biedny jestem, żeby kupować rzeczy tanie. 

    Przepraszam za żale... ale trochę ulżyło! :D

     

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    W dniu 16.03.2023 o 16:59, Ubertroll napisał:

    Ku przestrodze! Temat o multiplikatorach, ale nie chcę zakładać nowego wątku. Będzie o kołowrotkach.

    Alex, święte słowa! Naczytałem się o ja głupi fejsbuków i kupiłem sobie chiński kołowrotek Piscifun Carbon, który waży zaledwie 160 g. Jaki karbon? Dla mnie zwykła plastikowa wydmuszka. Skusiłem się na niego, bo zależało mi na niskiej wadze, bo chciałem go podpiąć do wędziska, które ważyło mniej niż 25 g. Na czym była zbita waga? Na wielkości. Kołowrotek nadaje się do podlodowego dłubania. 

    I druga historia. Skusiłem się jeszcze na chwalonego Kastkinga Zephyra. Funkiel nówka, która stuka pod naporem podczepionego zielska. Po jednym wypadzie gunwo wylądowało w koszu na śmieci, bo wstyd by mi było coś takiego sprzedać. 

    Wywalona kasa w błoto to ponad pół Shimano Stradica, który jest i lekki i ma bardzo kulturalną pracę.

    Znów sprawdziła się maksyma, że za biedny jestem, żeby kupować rzeczy tanie. 

    Przepraszam za żale... ale trochę ulżyło! :D

     

    Byłem już z 10 razy w tym roku, żadnego stukania nie uświadczyłem :)  , może kwestia egzemplarza sam nie wiem :) nie namawiam oczywiście, bo sam jestem castingowym nowicjuszem :)  Gdzie Ty go kupiłeś?

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    2 godziny temu, Ubertroll napisał:

    Ali. 

    Zostaję przy zakupach w Polsce/Japonii.;)

    Edit, łowisz Zephyrem w wersji castingowej, czy spiningowej?

    Ja mam Castingowego Crixusa, Zephyr to BFS, ja nie szukałem lighta, a właściwie ultra light :) Crixus sprawuje się bardzo dobrze :) mam tylko nadzieję że nie rzucałeś nim tymi 25g, bo generalnie sprzęt jest dedykowany do ~10g :)

    Sam Kastking jest właściwie amerykańska firma, która jest klepana w Chinach (jak prawie wszystko) zanim kupiłem swojego Cirxusa wiele czytałem właśnie na Amazonie amerykańskim , gdzie kastingking ma największy rynek zbytu

    Ps Oczywiście dalej nie namawiam do zakupu, bo sam jestem w fazie testowania, relacjonuje jak sprawa wygląda po ok 10 wypadach nad wodę ;)

    PXL_20230208_120506970.jpg

    Edytowane przez lesnypatataj
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Miłem ostatnio trochę więcej czasu, żeby porzucać moim zbesztanym chińskim zestawem
    KastKing Crixus +KastKing Max  (Casting 2.13m M-MH) 

    Zestaw bardzo fajnie współpracuje z przynętami o zakresie 12g - 25g (cięższymi nie próbowałem i też próbować nie będę) nie uświadczyłem żadnego gniazda przy takich gramaturach przynęt, niestety problemy pojawiają się gdy założę coś poniżej 10g, tak jak wspominał @Ubertroll bez względu na to jak pokombinuje z hamulcami, to bardzo łatwo o gniazda :(

    Ogólnie jestem bardzo zadowolony :) Nie mogę się tylko przestawić do innego momentu zwalniania plecionki podczas rzutu... nadal łowie mieszanie spinning / casting i jak przejdę ze spiningu na casting, to pierwszy rzut na castingu jest dość zabawny... :P pewnie kwestia wprawy i przyzwyczajenia :) 

    W dalszym ciągu nie namawiam do zakupu, bo nie wiem jak będzie wyglądała jego wytrzymałość :) 

    Edytowane przez lesnypatataj
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    16 godzin temu, lesnypatataj napisał:

    Nie mogę się tylko przestawić do innego momentu zwalniania plecionki podczas rzutu... nadal łowie mieszanie spinning / casting i jak przejdę ze spiningu na casting, to pierwszy rzut na castingu jest dość zabawny..

    To zupełnie normalne, diametralnie odmienna technika. Nie przejmuj się, ja po tych kilku latach wyłącznie castingowania jestem wtórnym analfabetą w rzutach tradycyjnym spinningiem. ;)

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Z cyklu "zróbmy to, zanim zorientujemy się, że to jest bez sensu"  ;)

    Wrzucam wyniki odległościowe trzech zestawów. Dwa pierwsze są spinningowe, ostatni castingowy. Wyniki podane w metrach. Przy okazji warto przeanalizować zależność waga przynęty/waga główki (podana w nawiasach)/kształt-lotność.

                             10-30, 230 cm            5-25, 210 cm          10-30, 198 cm 

    1.   7  (3.5)              30                               30                             29

    2.  10 (5)                 37                               36                             35

    3.   8                        43                               43                             44

    4.   16 (6)                35                               34                             35

    5.   21 (10)              45                               45                             45

    6.   15                     44                               44                             45

     

    20230804_135005.jpg

    Edytowane przez Ubertroll
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    20 godzin temu, Ubertroll napisał:

    Wrzucam wyniki

    Chciało się i więcej pytań nie ma. :) 

    A tak w ogóle, nie odzywam się bo to już dla mnie czarna magia, jednak...

    Pierwsza przynęta od góry. Nie wiem gdzie ją łowisz i obstawiam rzekę lub zbiornik zaporowy. Jeśli nie to i tak nie jest dobrze. Ten biało-szary nalot to nie jest tlenek ołowiu. W wodzie jest chemia, która mocno reaguje z ołowiem.

    Jak łowiłem w Wiśle w latach 80-tych to moje ołowie gruntowe oraz ołowianki wyglądały identycznie. W 90-tych już mniej a i główki były mniej pokryte tym nalotem, po połowach w jeziorach w ogóle. Ze zdjęcia trudno wyczuć ale w moich powierzchnia robiła się mocno porowata.

    Edytowane przez Docio
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    W tym roku zrobiłem sobie gruntowny porządek w garażu, nawet nie zdawałem sobie sprawy ile przynęt uzbrojonych mam pokitranych po kątach. Ta pierwsza na zdjęciu przeleżała sobie baaaaardzo długi czas, więc nie dziwię się, że ołów się utlenił. Mam wrażenie, że chemia gumy jeszcze przyspiesza taką reakcję.

    Wyniki wrzuciłem w celu pokazania, że nie taki multiplikator straszny jak go często malują. ;)

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    Witam. 

    Mam bardzo ważne pytanie odnośnie castingu. Jestem praworęczny. Normalną wędkę trzymam prawą ręką a lewą kręcę. Po której stronie ma być korba w metodzie castingowej? Na większości filmów na YT, korba jest po prawej stronie. Nie chcę mi się wierzyć, że całe Stany Zjednoczone to mańkuci. 

    Bardzo chciałbym spróbować tej metody. 

    Szczerze mówiąc to delikatna trigger wędeczka do 40g już kupiona. Teraz rozglądam się za kołowrotkiem. 

    Za wszelkie wskazówki, z góry dziękuję. 

    Pozdrawiam

    Marcin 

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach




    Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

    Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

    Zarejestruj nowe konto

    Załóż nowe konto. To bardzo proste!

    Zarejestruj się

    Zaloguj się

    Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

    Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...