Skocz do zawartości
  • Pęczak - namiastka doskonałości.


    Docio
     Udostępnij

    Od dawnych czasów nie tylko kucharki ale i wędkarze doceniają uniwersalizm kaszy jęczmiennej nazywanej pęczak. O ile kucharki najchętniej podają ją z duszonym mięsem bogato polanym sosem, o tyle wędkarze musieli skomplikować sobie życie i poszli krok dalej odkrywając jego tajemnice, czyli naturalne właściwości do wykorzystania w przygotowywaniu zanęt i przynęt.Tak, to nie błąd. Choć działanie jest niewielkie to efekt jest bardzo widoczny. Niestety poprawne przygotowanie pęczaku jest mocno zmitologizowane przez źródła uznawane jako pewne, właściwe i źródłowe dla wędkarstwa. Praktyka jednak, jak natura, nie znosi stałych oraz próżni i dlatego powstaje ten tekst łamiący dotychczasowe kanony i nauki, więc przygotujcie się na spory bagaż polemiki. :) Pęczak przygotowuję na dwa sposoby: gotując (jeśli to większa ilość) lub parząc w termosie. Czy będzie to zanęt owy, czy na haczyk wynika z przygotowania. O ile gotowanie nie niesie za sobą większych konsekwencji o tyle z termosem jest problem i to spory. Jeśli nie chcecie w domu scysji z resztą rodziny radzę udać się do sklepu i kupić jakiś tani litrowy wyrób małych żółtych rączek, czyli made In China. Już po pierwszym parzeniu stwierdzicie to, o co mi chodzi, a po trzecim nie będzie jakichkolwiek wątpliwości. Pęczak jest po prostu wredny i termos (szklany wkład) fatalnie zachodzi mgiełką. Co więcej tego nie można doczyścić. Może i można ale grozi to zniszczeniem wkładu, a może być i tak, że ja nie znam innego sposobu. Jedno jest pewne, ta mgiełka nie niesie za sobą żadnych konsekwencji a żadnej chemii to takiego termosu nie zapodaję. Dla litrowego termosu proporcje są proste. Pół szklanki suchego pęczaku wsypuję do termosu, zalewam niemal do pełna i zamykam na dwie godziny. To zalewanie “niemal do pełna” jest niczym innym jak pozostawienie 1-2cm poniżej zamknięcia korka. Taki luz bo pęczak zwiększy swoją objętość 4-ro krotnie ale nie wchłonie tyle wody. Jak wsad nie będzie się mieścił to ciśnienie załatwi termos i sprzątania się nie uniknie. I to jest sposób na pęczak zanęt owy. Ten na haczyk przed wsypaniem do termosu należy dokładnie wypłukać na sitku aż przestanie smużyć taką mleczną mgiełką, Kilkukrotna zmiana wody jest nieunikniona ale warto. Pęczak wstępnie płukany, po przygotowaniu jest w ogóle nieklejący i bardzo jasny. A co z gotowaniem? Przyznam, że przez wiele lat metoda książkowa, czyli gotowanie na wolnym ogniu, było prawdziwą udręką. Mama mi pomagała bo ja nie miałem cierpliwości stania przez godzinę nad garnkiem i mieszania co 2-3 minuty aby nie wyszedł z aromatem przypalenia. Co więcej jak przywarł to oderwanie go od dna niszczy strukturę ziarna i częściowo wychodzi breja. Takie rozwiązanie było nie do przyjęcia i na wiele lat zaniechałem w ogóle gotowania aż do momentu, gdy dorosłem i sam zacząłem gotować. Wtedy, podczas gotowania bodaj makaronu, olśniło mnie. Wziąłem garnek 4-ro litrowy, nalałem wody, doprowadziłem do wrzenia, powoli wsypałem pół kilograma pęczaku aby woda nie przestała się gotować, nakryłem pokrywką, lekko przykręciłem gaz i popatrzyłem chwilę jak się wszystko bałwani w garnku. Mama stwierdziła, ze się przypali ja postanowiłem zaryzykować. Stare przysłowie “kto ryzykuje w kozie nie siedzi” się sprawdziło. Pęczak po godzinie był gotowy, wody wygotowało się połowę ale było jej jeszcze dość aby się bałwaniło. Nic nie przywarło, nic się nie przypaliło a pęczak był idealny. :) Potem poszło już gładko i za każdym razem tak przygotowując pęczak nie mam najmniejszego efektu przypalenia lub przywarcia. Przy gotowaniu pęczaku na zanętę i na haczyk zastosowanie ma ta sama zasada co przy parzeniu w termosie. Przed gotowaniem pęczak należy bardzo dobrze wypłukać jeśli ma trafić na haczyk. Co do barwienia i aromatyzowania, to w tym temacie jest prawdziwa wolna jazda. J Można aromatyzować podczas gotowania, a można po, wystarczy dobrze wymieszać. Jeśli już decyduję Si na udziwnienie ziaren to zawsze stosuję, obecnie powszechnie dostępne, barwniki spożywcze. Jestem wrogiem chemii w wędkarstwie, napatrzyłem się w swoim życiu jak rzeki umierają trute przez różne ścieki. A jeśli ktoś skusi się na taki ortodoksyzm, to w dość krótkim czasie zauważy, że rynek aromatów wędkarskich w porównaniu do naturalnych, jest straszliwie ubogi. :) W innym wątku Woldi pisał, że bazą dla aromatów jest alkohol bądź tłuszcz. I miał rację. Ja stosuję wyłącznie zwykły olej spożywczy, gdyż alkohol jest trucizną. Natomiast nośnikiem smaku jest cukier, ale to dla ludzi. Ryby swój smak głównie opierają na zapachu, czyli aromacie. Eksperymentowanie jest jak najbardziej wskazane a efekty niejednokrotnie mogą zaskoczyć. I tu przytoczę swój nieśmiertelny przykład. Idzcie do lodówki, weźcie kawałek kiełbasy, odkrójcie “coś na ząb” powąchajcie i posmakujcie. Jak już wiecie jaki ma zapach i jak smakuje to resztę z tego kawałka usmażcie na patelni. Zupełnie inna kiełbasa, inny smak, inny aromat, po prostu inna. Dlaczego? Ano tłuszcze tak robią. :) I może jeszcze jedno. Ci co lubią ryż, szczególnie ten wygodny w torebkach do gotowania. Przed włożeniem torebki do garnka wrzućcie jakąś kostkę rosołową, obojętnie jaką. Po ugotowaniu obejrzyjcie kolor, smak i aromat. Smacznego. :D I sprawa ostatnia. Skuteczność pęczaku haczykowego wymieszanego z płatkami i białymi, pakowanego ścisło do koszyczka przy połowie z gruntu w Narwi okazało się znacznie skuteczniejsze niż zastosowanie tego nie płukanego.

     Udostępnij


    Opinie użytkowników

    Rekomendowane komentarze

    Od kilku lat, głownie ze względu na moja żonę a również i na powalającą czasem wręcz skuteczność, sam parzę i używam jako przynęty pęczaku. Poza dodatkiem cukru waniliowego jednak nie "wydziwiam" z innymi dodatkami, ale wygląda na to, że będzie trzeba poeksperymentować.

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach


    Wziąłem garnek 4-ro litrowy, nalałem wody, doprowadziłem do wrzenia, powoli wsypałem pół kilograma pęczaku aby woda nie przestała się gotować, nakryłem pokrywką, lekko przykręciłem gaz i popatrzyłem chwilę jak się wszystko bałwani w garnku. Mama stwierdziła, ze się przypali ja postanowiłem zaryzykować. Stare przysłowie “kto ryzykuje w kozie nie siedzi” się sprawdziło. Pęczak po godzinie był gotowy, wody wygotowało się połowę ale było jej jeszcze dość aby się bałwaniło. Nic nie przywarło, nic się nie przypaliło a pęczak był idealny. Potem poszło już gładko i za każdym razem tak przygotowując pęczak nie mam najmniejszego efektu przypalenia lub przywarcia.

     
    witam
    od lat stosuje peczak  tylko przygotowuje go rzeklbym bezstresowo tzn  do garnka wlewam 2 razy tyle wody co mam zagotowac peczaku, dodaje przeplukany  peczak do gotujacej wody , doprowadzam to do wrzenia i nastepnie przykrywam pokrywka , owijam w scierke i daje go pod kolderke , poduszke ,koc jak kto woli :) wazne zeby szybko nie tracil temperatury :)
    po godzinie czasu peczak jest gotowy i wiem ze w ten sposob nigdy go nie przypale :)
    podobnie  gotuje  ryz i inne kasze 
    pozdrawiam
    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach



    Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

    Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

    Zarejestruj nowe konto

    Załóż nowe konto. To bardzo proste!

    Zarejestruj się

    Zaloguj się

    Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

    Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...