Nie ma niczego gorszego jak w weekend, który można by poświęcić wędkowaniu a siedzi się w murach i sprawdza bzdety pisane przez studentów podczas egzaminów poprawkowych. Nachodzą człowieka wówczas głupie przemyślenia i chęć nauczania.
Przed nami ostatni tydzień września, nadeszła jesień, okres-eldorado dla spinningistów. Temperatura leci na dół, rybki zaczynają gromadzić zapasy energii na zimowe miesiące i tarło. Nad wodę wyruszają nie tylko starzy „wyjadacze” ale również nowicjusze, którzy w tym sezonie rozpoczęli przygodę ze spinningiem i to często przygodę bezrybną, bo tegoroczna pogoda (upały raczej nie sprzyjają połowom drapieżników) wraz z destrukcyjnymi działaniami naszego „kochanego” Zarządu „Gównego”, nie sprzyjały uzyskaniu pozytywnych efektów.
Naszło mnie pytanie, od czego zaczyna początkujący spinningista? Oczywiście od wiązania węzełków. Każdy chciałby mieć taki węzeł, który zagwarantuje jego zestawowi 100-procentową moc i to jest jeden z podstawowych błędów w rozumowaniu. Cóż z tego mi przyjdzie, jeśli węzeł zachowa – oczywiście teoretycznie – tę samą moc co liniowa linki? Ano tylko straty, bo jeśli przydarzy się zaczep zaraz po wyrzuceniu przynęty na odległość 30-40m a węzeł nie puści, to linka pęknie tam gdzie sama będzie chciała – wynik – ekstremalnie mogę stracić 30-40m żyłki lub co droższe – plecionki. A wyobraźmy sobie niespodziewane branie suma, który wywleka nam z kołowrotka 150m cennej PP, Momoi lub Varivas'a, pomijając często wielokrotnie tańszą przynętę. Nie chce się o tym nawet myśleć...
Otóż właśnie węzeł ma nas ratować przed takimi stratami. Jednocześnie chciałoby się, żeby ten węzeł nie był zbyt słaby, bo krętliki, przypon i przynęta też kosztują. Zatem należy znaleźć „złoty środek” – węzeł ma być mocny, ale nie mocniejszy niż liniowa wytrzymałość linki. Praktycznie nie spotkałem węzła, który utrzymywałby 100-procentową moc w stosunku do liniowej, chyba (piszę chyba, bo człowiek nie zna wszystkiego) nie ma takiego.
Przez ćwierćwiecze mojego spinningowania „przerobiłem” najróżniejsze supełki, węzełki i węzły zanim doszedłem do tego, że stosuję praktycznie pięć. Zacznę od początku.
Węzeł, którym mocujemy linkę do szpuli kołowrotka. Wydawałoby się, że jest to węzeł najmniej ważny, bo zaczep mu raczej nie zagraża, a jeśli ryba wyciągnie nam z kołowrotka kilkaset metrów linki, a żaden z pośrednich węzłów nie puści, to i tak musimy ciąć, żeby nie utracić wędziska i kołowrotka, ale to są przypadki bardzo, bardzo rzadkie i nie musimy się nimi przejmować. Natomiast węzeł taki musi nam zagwarantować, że cały nawój nie zacznie się nagle ślizgać na szpuli. Nie zagwarantuje nam tego, często wiązana przez nowicjuszy zwykła pętla,
natomiast gwarancję zapewni bardzo prosty węzeł szpulowy
wykonany z dwóch zwykłych supełków. Wiążemy na końcu linki supełek a następnie, po owinięciu szpuli, drugi taki sam na lince i zaciągamy tak, aby linka zacisnęła się na szpuli a ten pierwszy supełek zablokował się na drugim. Niestety wiązanie takie nie zapewni braku poślizgu jeśli bezpośrednio na szpuli zawiążemy plecionkę, która i tak może się ślizgać. Dla tego, nawet jeśli posiadana ilość plecionki wypełniłaby naszą szpulę, należy zastosować cieniutki, choćby 2-warstwowy podkład z żyłki.
Teraz zaczynają się dla nowicjusza schody. Jakim węzłem połączyć żyłkowy podkład z plecionką? Dobrym węzłem jest zalecany zwłaszcza dla wiązania NanoFil-u węzeł zwany
i trudno się z tym nie zgodzić zwłaszcza jeśli chodzi o NanoFil, ale jest to węzeł dość skomplikowany, a NanoFil dość rzadko jest stosowany jako linka główna. Całkowicie wystarczającym do wiązania podkładu żyłkowego z plecionką, jest łatwy do wykonania węzeł zderzakowy.
Niektórzy zalecają węzeł baryłkowy, ale ja jestem zdania, że nie jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż w tym węźle linki przeplatają się między sobą i może nastąpić przecięcie. Przy węźle zderzakowym linki nie mają wzajemnych przeplotów, a są jedynie zawiązane wzajemnie na sobie i węzły tylko stykają się ze sobą. Nadto taki węzeł jest bardzo łatwy do wykonania.
W tym miejscu dygresja – większość doświadczonych wędkarzy proponuje, żeby na podkład stosować żyłki zużyte a nawet zleżałe. Jestem zdania, że jest to nie najlepsze, choć „ekonomiczne” rozwiązanie. Wyobraźmy sobie, że toczymy walkę z okazowym, walecznym szczupakiem lub boleniem, a na kołowrotku mamy tylko 100m plecionki - czasem tak są dystrybuowane plecionki, choćby KONGER-a, jak również wynoszonego pod niebiosa Power Pro. Co się wówczas dzieje? Ano rybka zrywa tę steraną żyłkę podkładową i idzie w świat zakolczykowana nie tylko przynętą z tytanowym przyponem ale i z naszymi stu metrami cennej plecionki. Dla tego osobiście używam na podkład dobrą żyłkę, w miarę możliwości zbliżoną mocą do linki głównej, a ponieważ nawet do wędkowania z brzegu morza nie przekraczam deklarowanej przez dystrybutora, mocy plecionki około 20kg, to podkład z żyłki o zbliżonej mocy nie jest czymś nieosiągalnym.
Mamy już nawinięty na kołowrotek podkład mocno połączony z linką główną, (moje spostrzeżenia mają zastosowanie zarówno do używanych jako linki głównej plecionki, jak i żyłki) i adept spinningu staje przed dylematem – jakim węzłem zamocować przynętę? Tutaj problem jest bardziej złożony niż przy poprzednich węzłach. Moim skromnym zdaniem nie powinno się „przywiązywać” do jednego rodzaju węzła, a to dla tego, że różne przynęty mają różne wymagania. Po pierwsze, węzeł na końcu linki powinien spełniać dwa podstawowe, teoretycznie wykluczające się warunki. Po pierwsze powinien być na tyle mocny, żeby nie zrywać się na byle zaczepie lub przy braniu silnej ryby, po drugie powinien być na tyle słaby, żeby potencjalne zerwanie zestawu nastąpiło właśnie na węźle, a nie w miejscu gdzie linka „se chce”. Trzecim warunkiem – subiektywnym – jest prostota i szybkość wiązania.
Przy rozpatrywaniu tego trzeciego warunku rozumiem wędkarzy, którzy praktycznie, wyłącznie stosują Palomar,
jest to węzeł, który – bez obrazy – zawiąże średnio inteligentny szympans. Niestety, nie jest to węzeł „najlepszy”. Jego wadą jest wytrzymałość, która ogranicza się do co najwyżej 80% wytrzymałości liniowej linki. Nie twierdzę absolutnie, że go nie stosuję, ale korzystam z niego tylko w pewnych okolicznościach, a mianowicie, gdy nie stosuję agrafki, a koniecznym warunkiem skutecznego wędkowania jest szybkość wymiany przynęty, lub po zerwaniu zawiązanie nowej (np. zawody). Ma on jeszcze jedną wadę, która ujawnia się przy wiązaniu bezpośrednio do dużej przynęty (długa guma lub wobler) wówczas musimy zrobić odpowiednio dużą pętlę przez którą przekładamy przynętę, a wówczas trzeba go zaciągać bardzo ostrożnie i precyzyjnie.
Drugim węzłem, który stosuję i uważam za lepszy od Palomara, jest Cat's Paw (po polsku „kocia łapa”).
Jest węzłem mocniejszym od Palomara, gdyż utrata mocy to tylko około 10%, ale pod pewnymi warunkami. Podstawowym jest brak zaczepów w łowisku a to jest rzadkość. Otóż Cat's-a – odmiennie do innych węzłów – nie zaciągamy do oporu, uzyskujemy wówczas dodatkową amortyzację warkocza jaki tworzy. Niestety po mocnym zaczepie, lub zacięciu zdecydowanie walczącej ryby, zaciąga się sam tracąc właściwości amortyzacyjne i jego wytrzymałość spada do poziomu Palomara, więc należy go po takiej akcji przewiązać ponownie. Drugą jego wadą, mimo stosunkowo dużej prostoty wiązania, jest to że praktycznie nadaje się tylko wówczas gdy przynęty łączymy z linką za pośrednictwem agrafki (agrafki z krętlikiem). Nie wyobrażam sobie kilkukrotnego (niezależnie od przekroju linki stosuję siedmiokrotne) przewijania, praktycznie żadnej przynęty przez pętlę, tym bardziej, że prawidłowe, równe zawiązanie (zwoje muszą być idealnie równoległe, a obydwa nawoje warkocza jednakowo zaciągnięte) tego węzła przy dużej pętli jest dość trudne, a jest to warunek skuteczności jego funkcji amortyzacyjnej. Dla tego stosuję go praktycznie tylko do wędkowania z brzegu morza, lub w kanałach portowych, gdzie niebezpieczeństwo zaczepu jest zdecydowanie mniejsze niż na śródlądziu, a częsta wymiana przynęt (ograniczone możliwości częstej zmiany miejscówki) o skrajnie odmiennej pracy, na przykład woblera na obrotówkę, lub gumy na „karlinkę” i tak obliguje do stosowania krętlika z agrafką.
Najczęściej stosowanym przeze mnie węzłem jest Trilene z modyfikacją (po polsku trzy końce).
Węzeł niezależnie od napięć jakie na niego działają zachowuje nie mniej niż 95% mocy liniowej linki i nie więcej niż 98%, co spełnia obydwa podstawowe warunki jakie stawiamy węzłom. Jego zaletą jest stosunkowo duża prostota wiązania. Kolejną zaletą jest bezproblemowa możliwość stosowania go zarówno jeśli używamy agrafki (agrafki z krętlikiem), jak również przy bezpośrednim wiązaniu do przynęty, bez „gimnastyki” z przekładaniem przez jakąkolwiek pętlę. Jedynym warunkiem jego skuteczności, który mógłby stanowić argument przeciw jego stosowaniu, podobnie jak przy Cat's-u, jest konieczność bardzo starannego zaciągnięcia. Poszczególne zwoje – wykonuję 5 dla dużych (od 0,18mm) średnic linki i 9 dla najmniejszych (od 0,08mm) – nie mogą zachodzić na siebie i powinny być idealnie równoległe. W zamian za poświęconą chwilę cierpliwości i staranności odwdzięczy nam się tym co najważniejsze – nie puści na byle zaczepie a w ostateczności pęknie sam, nie dopuszczając do tego żeby linka pękła gdzie „se chce”.
Tyle moich dywagacji na temat węzłów, ograniczonych zresztą do klasycznego spinningu, bo tylko takim się bawię, pomijając Dorp Shota, boczny trok i inne odmiany „zaoceaniczne”.
Na zakończenie dwie wskazówki dla adeptów spinningu i nie tylko, niezależnie jaki węzeł będziecie stosować, niezależnie jaki sobie upodobacie i uznacie za „swój ulubiony” a więc "najlepszy", każdy musi być wykonany starannie i wiązany na mokro, więc pijcie podczas wędkowania wodę, żeby nie zabrakło wam śliny przy zaciąganiu waszego „supersupełka” a skład chemiczny spożytego płynu inny niż H2O nie spowodował osłabienia waszej linki.
Recommended Comments
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now