Ja kochać wiosnę.
Ten czas, kiedy przyroda budzi się do życia, obserwuję ten stan na co dzień.
Wręcz prowokuję rodzinę, szczególnie wnuczkę do poszukiwań tych zmian.
Dzień robi się coraz dłuższy, temperatura rośnie, przybywa więcej słońca, światła.
Człowiek lepiej się czuje. Chce się żyć!
Kwiaty w ogródku zaczynają kwitnąć, mamić kolorami, ptaki stroszą piórka, zakładają gniazda, woda ożywia się.
Nie inaczej jest w ogrodzie.
To nic, że mieszkam w mieście. Tu się urodziłem i pewnie przeżyję ostatnie swoje dni.
Odnajduję to co dla mnie najważniejsze i najciekawsze.
Mimo, że wędkuję przez większość czasu w roku sezonu nie muszę kończyć zimą.
Dysponując łodzią zacumowaną w bezpośredniej bliskości portowego kanału i morza mogę wypływać na wodę prawie każdego dnia.
Mimo, że od późnej jesieni polujemy z kolegami na trocie podchodzące pod morski brzeg to wciąż rozglądamy się za wszelkimi rybami.
Będąc w zasadzie non-stop na wodzie obserwujemy wiosną ławice szproty, certy, śledzia podchodzące co raz bliżej brzegu.
Niejako jesteśmy w awangardzie wiadomości na ten temat, którymi dzielimy się z innymi wędkarzami.
Wiosna to szczególny okres w życiu ryb.
Większość gatunków przygotowuje się do tarła, intensywnie żerując grupuje się w ławice. Łatwiej je namierzyć, zlokalizować i złowić.
Przez ostatnie lata upodobałem sobie morskie łowiska. Dla mnie to świadomy wybór.
Opłaty za wędkowanie są znośne, łowiska nie przebłyszczone, nie przełowione i często można zaznać pięknych emocji przy holowaniu fajnej, mocnej ryby.
Preferuję łowić dorsza, tego morskiego lamparta, także troć ale nie unikam kontaktów z flądrą, beloną czy pospolitym śledziem.
Każdą rybę próbuję podejść na kilka sposobów. Przynęt na rynku jest sporo i większość wędkarskich metod można tu zastosować.
Znaleźć własne, niestandardowe to już osobna frajda.
Od lat propaguję łowienie z własnej łódki i przybliżam innym wędkarzom przepisy związane z taką koncepcją.
Obserwuję coraz więcej łodzi i sądzę, że ten trend rośnie w szybkim tempie. Możliwe, że mam w tym swój udział.
Dzisiaj, w pierwszych dniach wiosny spróbuję Wam przybliżyć mój oryginalny sposób na dorsza.
Pomysł nie do końca mój bo zaobserwowałem go wcześniej u kolegów z Bydgoszczy ale zaanektowałem go do warunków swoich łowisk.
Chodzi przede wszystkim o zastosowanie główek jigowych i ripperów do połowu tej ryby.
Dorsze łowię celowo na małych głębokościach metodą typowego opadu sandaczowego.
Używam zwyczajnej wędki spiningowej do połowu tej ryby.
Nie widzę większego sensu męczyć nadgarstka i ręki ciężką wędką dlatego ciężar wyrzutowy oscyluje w granicach 35g.
Główka jigowa 40-50g z gumą 10cm nie robi na niej większego wrażenia. Przez kilka godzin wędkowania nie odczuwam zmęczenia.
Cienka, nie zużyta plecionka 014 spokojnie wystarcza do wyholowania 8kg ryby.
Używam ostatnio, najczęściej sprawdzonego kręcioła Penn Slammer 360
Precyzyjny, lekki kołowrotek znanej marki, odporny na słoną wodę.
Staję łodzią na określonej pozycji, najczęściej na 12-15m głębokości.
Kotwiczę specjalnym ciężarkiem (ok 15kg ołowiu odlanego w menażce turystycznej).
Wypuszczam i cumuję na dziobie ok 20m liny i pozwalam łodzi minimalnie dryfować w kierunku który mi odpowiada.
Chodzi o to żeby mieć dobry kontakt z przynętą. W dryfie jest to zdecydowanie utrudnione.
Nie szukam ławic ryb a miejsc gdzie może skupić się drobny pokarm małych ryb.
Mogą to być resztki wraku, rowy po kotwicach ogromnych statków cumujących na redzie, podwodne górki, spady, dołki, kamienie...
Tam kryją się małże, skorupiaki, krewetki, małe rybki.
Na nich żeruje dorsz.
Kiedy po kilku rzutach główką jigową 50g udaje mi się określić kierunek w którym płynie woda, staram się wtedy ściągać przynętę pod prąd.
Po zarzuceniu przynęty (twister 4") czekam aż guma opadnie na dno.
Po dotknięciu dna podbijam gumę przekręcając dwa, trzy razy korbą kołowrotka.
Guma odrywa się od dna i szybuje w wodzie (pod prąd szybuje dłużej).
To decydujący moment kiedy ryba ją widzi, czuje linią boczną i najczęściej wtedy atakuje.
Branie czuć ewidentnie, zdecydowanie.
Wystarczy lekko zaciąć i nie ma zmiłuj, z reguły ryba dobrze siedzi na haku 4-5/0.
Czasem w jednym rzucie czuję kilkakrotnie na kiju jak zasysa przynętę zanim zaczepi o hak.
Dorsz, jak wiele innych drapieżników ma ogromny pysk.
10cm guma to dla niego żaden problem.
Łowię tą gumą dorsze w granicach 30 -80cm.
Ta ryba nie ma jakiś specjalnych zębów ale jak zassie rybę to nie odpuszcza.
Jeżeli nie mam brania i guma ponownie opadnie na dno luzuje się linka, którą znowu naprężam podbijając kolejny raz przynętę.
Takie łowienie sprawia mi ogromną frajdę.
Rzadko kiedy "usiądzie" bolek wielkości breloczka.
Na większych głębokościach używam cięższych główek, z taką samą gumą.
Czasem zakładam 3" - typowo sandaczowe.
Jednak na głębokości np 35m trudniej kotwiczyć w jednym miejscu bez zastosowania odpowiedniej kotwicy i długiej liny.
Taka lina powinna mieć 3-5krotną długość głębokości - tzn minimum 100m!
Dla mnie to już przesada.
Po za tym głębokość i dryf wody wybrzusza linkę z przynętą i trudniej wyczuwać branie.
Wychodzę z założenia, że skoro potrafię odnaleźć ryby na małych odległościach, blisko portu to nie ma sensu gnać tam gdzie wszyscy.
Pod Hel albo na "śmietniki" gdzie dominują małe ryby skupione w ławicach.
Wolę złowić kilka ryb średnich rozmiarów niż wytępić ławicę okołowymiarowych breloczków.
Mam większą frajdę i satysfakcję.
Regułą jest, że na małych głębokościach dorsze unikają prześwietlonych łowisk.
Wiosną, jesienią czy zimą woda jest względnie czysta i często naświetlona promieniami słońca.
Staram się łowić w pochmurne dni albo przed zmierzchem.
To moja ulubiona pora dnia na jakiekolwiek drapieżniki.
"Złota Godzina" to dla mnie najlepszy czas na łowienie.
Ostatnie promienie słońca zmuszają ryby do wzmożonego poszukiwania zdobyczy zanim zapadnie ciemność.
Tracą ostrożność - to decydujący czas dla wędkarza.
Pomimo, że potrafią żerować nocą to jednak wzrok na pewno jest im potrzebny.
W takim miejscu właśnie i taką metodą o mało nie złowiłem swojej największej ryby w życiu.
Nie dałem rady odciągnąć jej od dna.
Kilka minut walczyłem z nią na naprężonej lince.
Wyraźnie czułem jak szarpała łbem.
Udało mi się podciągnąć ją pod łódź ale weszła w jakieś zawady na dnie.
Nawet wtedy czułem jej szarpanie paszczą.
Do tej pory to czuję w kościach, takich rzeczy nie zapomina się.
Wiosna to chyba najciekawszy okres wędkowania.
W zasięgu i niejako do dyspozycji wiele gatunków ryb.
Robi się cieplej, łatwiej i wręcz przyjemniej.
Każdemu polecam ten czas.
Załączone miniatury
Recommended Comments
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now