To, że spotkamy się w sierpniu było pewne, tak samo jak to, że do spotkania dojdzie nad Narwią. Kwestią otwartą pozostawał wybór miejscówki, wstępnie miała być to stanica wędkarska w Czarnowie ale stanęło na biwaku w okolicach Ponikiewa, pod Pułtuskiem.
Sprzęt kompletowałem już od grudnia, wiele godzin spędziliśmy na dyskusjach, przez forum i telefonicznie. Każdy drobiazg, każdy najmniejszy nawet element zestawu był wielokrotnie omawiany, wiele wieczorów spędziliśmy w internetowych sklepach wędkarskich i na portalach aukcyjnych.
Im bliżej było terminu wyjazdu tym bardziej rosło ciśnienie, czy wszystko mam, czy spotkanie się uda, czy pogoda dopisze … Wreszcie w poniedziałek 18 sierpnia ruszyliśmy na południe. Pierwszy postój w Przasnyszu, gdzie miły pan skarbnik koła nr 70 przybył na swoim stalowym rumaku i specjalnie dla mnie otworzył swoje biuro . Z zezwoleniem w kieszeni na następny postój wybraliśmy Pułtusk gdzie jeszcze tylko trochę przynęt kupiliśmy i ruszyliśmy już prościutko nad rzekę. Przy okazji przestroga dla wybierających się w tamte rejony. Jeżeli chcecie wykupić zezwolenia okresowe na więcej niż 3 dni (te można nabyć na stronie mazowieckiego okręgu PZW) to nie liczcie na to, że uda się to załatwić w Pułtusku, niestety, mimo, że rzeka przepływa przez miasto jest w gestii okręgu mazowieckiego ale pułtuskie koła wędkarskie należą do okręgu ciechanowskiego. Taka mała ciekawostka.
Po drodze spotkaliśmy jeszcze czerwonego muła a za jego kierownicą roześmianą i szczęśliwą facjatę naszego przyjaciela ze stolicy, Zbyszka, w niektórych środowiskach znanego również pod pseudonimem Docio . Uściskom, miśkom i innych przejawom radości ze spotkania po roku nie było końca. Wreszcie dotarliśmy na sam brzeg Narwi.
Tam kontynuowaliśmy radosne obchody, od czasu do czasu robiąc przerwy na budowę obozowiska.
W końcu jako tako się zainstalowaliśmy, pozbieraliśmy puszki po piwie, które zdążyliśmy skonsumować podczas pracy i nadszedł czas na meritum, czyli rozkładanie wędzisk i konstruowanie zestawów. Wkrótce sumówka znalazła się na miejscu, a wąsacze miała nęcić świeżutka wątróbka od kurczęcia. A potem … potem było to, co jest esencją takich wieczorów, czyli długie rozmowy, wspomnienia minionego lata i poprzednich spotkań, wspólnych znajomych.
I tak upływały nam dni i wieczory, mimo braku ryb godnych uwiecznienia na zdjęciach, a szczególnie celu naszej podróży czyli sumów, każda chwila warta była tych kilometrów jakie musieliśmy przejechać. Wędkarzy było naprawdę mnóstwo, właściwie tylko się zmieniali, towarzystwo mieliśmy non stop, również w nocy. Czasem panowie byli bardziej kulturalni, czasem mniej. Mistrzami chamstwa a może raczej bezmyślności, zostało czterech panów z Wyszkowa, którzy przybyli we wtorek o 4.40 i przy włączonym klekoczącym silniku diesla deliberowali nad naszymi głowami, gdzie by tu się rozłożyć z wędkami … Cóż, nic na to nie poradzimy, ale każdy dzień utwierdzał nas w prawidłowym wyborze miejsca, takich tłumów wędkarzy dawno nie widziałem. A wyniki wszyscy mieliśmy bardzo podobne, bez względu na czas, miejsce, przynętę czy wybraną technikę wędkowania. A to oznacza, że wszystkiemu winne były ryby, nie MY . I chociaż nie osiągnęliśmy wędkarskiego celu wyprawy to dziś jestem o wiele bogatszy o wiedzę, tym bardziej, że poprzednie próby odbywały się nad wodą stojącą, łowienie w rzece z tak silnym nurtem to całkiem inna para kaloszy.
Odrywając się od wędzisk na krótkie chwile zabierałem żonę na wyprawę do lasu, właściwie to do Puszczy Białej,
na skraju której biwakowaliśmy, i na spacery brzegiem rzeki.
Wypoczywaliśmy na maksymalnych obrotach, chłonąc spokój, naturę i zaliczając kompletny „reset”. Niestety, druga połowa sierpnia to już chłodne noce, a ostatnia była wręcz koszmarnie zimna, moja żona bardzo odczuła niską temperaturę. Nawet mnie chłód obudził, więc to już musiało być naprawdę … rześko .
Niestety, nasz pobyt musieliśmy nieco skrócić, co prawda tylko o jeden dzień, ale zawsze to strata. Do domu sprowadziły nas ważne sprawy rodzinne, są kwestie ważniejsze od własnych przyjemności.
Zdążyliśmy zwinąć namiot w ostatniej chwili, właściwie już zaczęło padać gdy pakowaliśmy namiot do pokrowca i graty do auta.
Właściwie jeszcze pierwszego wieczora zaczęliśmy już snuć plany na przyszłoroczne spotkanie, możliwości mamy kilka, ale najpoważniejsze kandydatury to ciepłe kanały konińskie lub powrót nad zalew Sulejowski. Szczególnie kusząca jest ta druga propozycja, ale mamy na zastanowienie jeszcze cały rok. Aż rok …
Za to pozostaną nam w głowie i w sercach wspomnienia pięknej rzeki …
Recommended Comments
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now