Jump to content

Systematyka wędkowania.


Docio
 Share

Recommended Posts

Nie jestem jakimś dinozaurem, choć do najmłodszych nie należę. Widzę też na forum, że jest tu kilka osób w wieku bardzo zbliżonym do mojego, czyli osób wychowanych wędkarsko na Wyganowskim, Rozwadowskim, Andrzejczyku, Stupkiewiczu, Skarżyńskim, Paladino i wielu, wielu innych jak Paruzel, choć w tym przypadku akurat jestem z Marianem po imieniu. Ale to wychowanie z dzieciństwa a obecnie aktywnym i uznanym autorom szeroko pojętego wędkarstwa także niczego nie brakuje w fachowości.

Jednym z nich jest, na pewno Wam znany, dr. Paweł Oglęcki. Zapalony wędkarz, ichtiolog i wykładowca SGGW. Z nim to właśnie w sumie przegadałem wiele godzin na temat kwesti spornych lub często wprowadzających wędkarzy w zakłopotanie. Jedną z nich było rozpoznawanie gatunków ryb karpiowatych i uogólniając doszliśmy do wniosku, że rozpoznanie poszczególnych gatunków w swoich charakterystycznych grupach ryb do 5cm długości jest po prostu niemożliwe, gdyż nie ma jeszcze wykształconych cech charakterystycznych dla poszczególnych gatunków. No ale ja akurat nie o tym chciałem.

 

Na tym forum jestem od niedawna. Nikt mnie nie namówił, nikt nie przysłał reklamy, to zasługa Winda, który sprytnie podsunął mi "przynętę" z linkiem :) a z tego, co już zaobserwowałem, te forum zasługuje na to co najlepsze, gdyż osoby tu obecne potrafią ze sobą rozmawiać a nie kłócić się. Niemniej przez ten czas zauważyłem to, co dzieje się w całym wędkarskim światku internetowym, a co prowadzi do nieporozumień lub niedopowiedzeń. Prowadzi także do błędnych wniosków, które utrwalając się w świadomości młodych wędkarzy doprowadzają do poważnych nieporozumień. Chodzi mianowicie o systematykę naszego wędkarstwa a wiadomo wszystkim, że gdy wszyscy posługują się tym samym systemem, to rozmowa staje się naprawdę rzeczowa, gdyż nie trzeba się domyślać, co autor miał konkretnie na myśli.

 

Wracając do rzeczonej systematyki warto może przemyśleć, to czego zostałem nauczony i jak wspomniałem wcześniej, zapewne nie tylko ja., czyli jak podzielić metody połowu. Metody połowu są tylko trzy:

1. Gruntowa - ze spławikiem lub bez

2. Spinningowa + trolling

3. Muchowa

Cała reszta to jedynie techniki.

 

Oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać i dlatego prosiłem o przemyślenie tematu. Na pewno będzie się wygodniej rozmawiało, gdy od razu będzie wiadomo o co chodzi, no przynajmniej mnie. :) 

 

Nie ukrywam, że chciałbym się do tematu odnieść szerzej ze szczególnym uwzględnieniem wędzisk, ale mam obawy, że dla niektórych może to byc szok. :)

Link to comment
Share on other sites



Nie ukrywam, że chciałbym się do tematu odnieść szerzej ze szczególnym uwzględnieniem wędzisk, ale mam obawy, że dla niektórych może to byc szok.

Lepiej zaraz wyjaśnij, bo myślę, że dla większości jest szokiem, że....to może być szok :)

Link to comment
Share on other sites

Bardzo cenny post Docio. Zgodzę się z Tobą w 100%, ale jak sam zauważyłeś "stara szkoła" i teraźniejszość nieco się od siebie różnią. Przyznam się, że i mnie zacierają się powoli te subtelne różnice stanowiące jednak podstawy systematyki wędkarstwa.Rozumiem, że Twoje uwagi odnoszą się do konstrukcji forum "Wędkarstwo" na naszym portalu. Zapewne śledzisz to co dzieje się w naszym internetowym światku i zauważasz, że taki podział istnieje praktycznie na każdym forum. Myślę, ze pomaga to w poruszaniu się i wyszukiwaniu informacji szczególnie najmłodszym wędkarzom. dlatego pozostawimy to tak jak jest w tej chwili.

 

Ale dyskusja na ten temat może być bardzo ciekawa. :) Szczególnie, że:

Nie ukrywam, że chciałbym się do tematu odnieść szerzej ze szczególnym uwzględnieniem wędzisk, ale mam obawy, że dla niektórych może to byc szok.

 Więc czekamy, nie tylko Woldi i ja :).

Link to comment
Share on other sites

Woldi słuszna uwaga. :) Chciałem tylko, aby ilość informacji w jednym poście nie była zbyt duża, gdyż elaboraty nudzą czytelnika. :) 

 

Wind absolutnie nie miałem konstrukcji forum na myśli. :) Miałem na uwadze wyłącznie dyskusje, w których niektóre przedstawione problemy powstają w głowach ludzi wyłącznie przez tych, co mylą pojęcia. Najczęściej niezamierzenie ale tak jest.

Takie sztucznie powstałe problemy stwarzają zamęt w głowach tych, którzy już czegoś próbowali. Problemy się nawarstwiają, gdyż pojęcia, ktore posiadają  już  znaczenie nabierają nowych. W tym też momencie ma to związek z wędziskami i to wbrew pozorom bardzo ścisły.

 

Teraz, osoby które wiedzą jakie znaczenie ma sprzęt w wedkarstwie, mogą sobie spokojnie ten akapit odpuścić. :)

Wędkarstwo nowoczesne nie zaczęło się wczoraj ani z nowymi technologiami. Rozpoczęło się po drugiej Wojnie Światowej i trwa do dziś, choć najmłodszym dzieckiem jest metoda spinningowa. Wcześniej po prostu nie było odpowiedniego sprzętu. Zmiany w sprzęcie nastąpiły gwałtownie ale idea wędkarstwa nie zmieniła się ani o jotę. Podział systematyczny, jaki podałem, istnieje od wspomnianego okresu. Tu też się nic nie zmieniło oprócz...marketingu.

Nie było kiedyś wędzisk nazywanych "bolonka" - nie było. Były za to piękne, smukłe, sześciometrowe bambusy, którymi łowiono na przepływankę odległościową. Chyba przyznacie rację, że przepływanka odległościowa nie powstała dekadę temu wraz z pojawieniem się tych wędzisk i nazwanie techniki metodą, to lekka przesada. :) 

Nie było kiedyś wędzisk typu feeder - nie było. Były za to wszelkiej maści gruntówki ze sztówkami od cieniuteńkiej do grubej jak palec. Ktoś wpadł na pomysł aby wskaźnik brań umieścić w wędzisku jako szczytówkę i to ma decydować o tym ,że to nie technika a metoda? To co w takim razie z innymi wskaźnikami jak bombki, małpki a nawet elektroniczne sygnalizatory?

Nie było kiedyś lekkich spinningów - nie było. Wędziska były przeróżne a najbardziej zapamiętane to te klejone z tonkinu. Czułe i delikatne a jednocześnie bardzo wytrzymałe. Dziś królują węglówki wszelkiej maści a marketingowcy tak rozdrobnili wyroby, że praktycznie każda grupa otrzymała swoją nazwę od konkretnych gatunków lub wręcz jej przeznaczenie jest skierowane do jakiejś metody.

 

I tak to wygląda w najogólniejszym zarysie. Moim zdaniem nie wolno ulegać nurtom marketingowym, bo można na tym nieźle się przejechać. Ot choćby taki feeder. Z nim zresztą jest związana pewna teoria spiskowa i w sumie nie wiadomo, czy brytyjczycy ukradli projekt niemcom, czy na odwrót. Faktem jest, że feeder zaprezentowany został na targach w Wielkiej Brytanii a winklepicker w Niemczech i to w tym samym dniu. :) Faktem też jest, że marketingowcy od momentu przełomu technologicznego w włóknach węglowych i żywicach podzielili te wędziska wpierw na: light feeder, feeder i heavy feeder, po czym light feeder zmienił nazwę na picker. A przecież ciągle jest to samo wędzisko, tylko cw się zmienia. :) Podobnie jest z karpiówkami i tu znów brytyjczycy maczali w tym swoje paluchy. W ciężkich gruntówkach zlikwidowano cw, dodano lbs i przerobiono całość na całkiem nową miarę krzywej ugięcia. Strzał w dziesiątkę, gdyż wędkarze "łyknęli" przynętę jak głodna rybka. :) 

 

Post robi się zdecydowanie za długi, więc pozwolę sobie go zakończyć swoją własną myślą, z którą absolutnie nie trzeba się zgadzać. :)

Nowe technologie są dobre i użyteczne. Warto z nich korzystać, gdyż łowi się przyjemniej a sprzętem łatwiej operować. Nie dajmy się jedynie omamić marketingowcom. Nie dajmy sobie wcisnąć całego majdanu akcesoriów dedykowanych np: metodzie feeder, gdyż jedynym efektem takiego zakupu, będzie dwukrotnie wyższa zapłata, niż zakup tych samych akcesoriów przeznaczonych do ciężkiej denki. :) 

Link to comment
Share on other sites

Nie dajmy się jedynie omamić marketingowcom. Nie dajmy sobie wcisnąć całego majdanu akcesoriów dedykowanych np: metodzie feeder, gdyż jedynym efektem takiego zakupu, będzie dwukrotnie wyższa zapłata, niż zakup tych samych akcesoriów przeznaczonych do ciężkiej denki.

Zgadzam się w 100% i dlatego też wielu ,,ukierunkowanych,, ;)  wędkarzy ma mi za złe, że ,,nie kupuję reklamy,, ,a graty wybieram wedle mojej potrzeby, techniki łowienia itd., a nie, bo tak jest napisane, i tak trzeba łowić :D Sprzęt nie łowi ryb tylko pomaga wędkarzowi i to jest dla wielu największym problemem

Link to comment
Share on other sites

Witam. Kolego Docio, również w pełni zgadzam się z Twoimi opiniami. Łowię ryby 30 lat, i wiedzę czerpałem z książek w/w przez Ciebie autorów(dołożę jeszcze W. Strzeleckiego). I to był fundament mojego wędkarstwa .Teraz młodzi wędkarze, w swojej znakomitej większości, nie sięgają do źródeł i podstaw wędkarstwa. Więc czarno widzę, powszechny powrót, do właściwej systematyki metod i technik wędkarskich. Tej machiny, nie da się już zatrzymać. Teraz dominuje magia sprzętu. Wielu zapomina, że to nie sprzęt czyni wędkarzem. Z czasem okazuje się, że liczą się: doświadczenie, umiejętności, intuicja i wyobraźnia. I to one przekładają się na powtarzalne efekty. Pozdrawiam.

Link to comment
Share on other sites

Nie było moim celem wywołanie jakiejś rewolucji. Nawet bym tego nie chciał, bo jak historia uczy, rewolucja jest krwawa, bezwzględna a następcy decydujący o losie innych najczęściej niedokształceni.
Celem moim było i jest uświadomienie wędkarzy, którzy nie mieli okazji, szansy lub chęci na ogarnięcie tego, aby nie dawali się robić sprzedawcom i marketingowcom w przysłowiowego "konia". Poznanie podstaw prowadzi w prostej linii do odpowiedzi samemu sobie, po co i dlaczego, co w konsekwencji skutkuje wnioskiem - czego potrzebuję. A jak już się uświadomi sobie swoje własne potrzeby, to o sprzęcie przestaje się myśleć jako o magicznym narzędziu połowu, na który wszędzie i zawsze coś się złowi, lecz można zająć się clue wędkarstwa, czyli poznaniem życia ryb. Poznanie tego życia, jak i gdzie żerują, jak się zachowują w poszczególnych porach roku, gdzie odpoczywają, pozwala nie tyle na celowe łowienie, co na świadome łowienie. Łowienie świadome z kolei pozwala wędkarzowi dokonanie jakże ważnego dla niego i ryb wyboru. Wyboru pomiędzy życiem a śmiercią ryb.
Nie, nie mam zamiaru propagować tutaj jakiegoś no kill, czy innego C&R, to kwestia wspomnianego wyboru wędkarza łowiącego ryby świadomie.
Dla przykładu coś zapodam, czyli krótkie filmiki serdecznego kolegi, który w żadnej mierze nie jest propagatorem żadnego ze wspomnianych wyżej trędów a ryby bardzo lubi i przyrządza na wiele sposobów. Dwa pierwsze filmy są bezpieczne na moim serwerze. Trzeci znajduje się na Wrzucie.
Film 1
Film 2
Film 3

Edited by Docio
Link to comment
Share on other sites

Cóż, znów się muszę z Wami zgodzić ;). I tak mamy winnego, to pieniądz. Marketing sięga swoimi mackami do naszych kieszeni, a konsumpcjonizm społeczeństwa nakręca tą spiralę. Przecież co roku pojawiają się sprzęty nowe, lepsze, lżejsze, szybsze, bardziej łowne ... na większe i coraz  większe ryby. Firmy prześcigają się prezentując nowe kołowrotki, wędziska, linki czy przynęty. Niebagatelną rolę odgrywają w tym również i wszelkie portale wędkarskie. Tak, tak, może strzelam sobie w kolano, ale tak jest. Co chwilę coś  testujemy i dzielimy się spostrzeżeniami z kolegami. Producenci czy dystrybutorzy sponsorują "swoje" drużyny, kluby czy poszczególnych zawodników, niektórzy z nich poszukują testerów wśród "zwykłych" wędkarzy. Wędkarze też są tylko ludźmi i widząc nowinki u sąsiada też chcemy spróbować i je posiąść. Właściwie każdy wędkarz jest też "zbieraczem", sam kupuję co i rusz jakieś "drobiazgi", a to z ciekawości działania, a to ze zwykłej chęci posiadania. Skrzynka i torba pękają w szwach, ale i tak zawsze wpadnie w oko jakiś spławiczek czy nowej generacji przyponówka.

Ale bądźmy szczerzy, najczęściej te nowe wynalazki, jak choćby wspominany już feeder i jego szczytówka, są nam pomocne, czyniąc wędkowanie przyjemniejszym, może łatwiejszym, czasem skuteczniejszym. Ale na pewno nie powinno to powodować, że zapominamy o korzeniach, o tym czego uczy nas stara szkoła oparta na bambusach, leszczynach i jałowcach. Przecież to właśnie jest ta podstawa na której wychowali się ci starsi ;), mieli okazję oglądać czy próbować ludzie mojego pokolenia, ale niestety, młodsi pewnie już tylko dzięki takim miejscom jak Muzeum Wędkarstwa w Słupsku będą mieli możność poznać. I oczywiście dzięki takim ludziom ja Ty Docio czy znany mi skądinąd autor przywołanych filmików.

Link to comment
Share on other sites

O hoho. Wind nie prowadzę żadnej misji, nie miałem i nie mam takiego zamiaru. Czuję się na to zbyt młody a nie czuję już nawet minimalnego parcia na media. :) Nie mam, bo już je poznałem. :) Dorobek skromny i był dla mnie ważny przez pierwszy rok publikacji. Potem przestałem liczyć i tak ogólnie mam ponad trzydzieści publikacji w tym jedna zanektowana przez IRŚ w Olsztynie jako materiał naukowy dla studentów oraz dwie kanwy do scenariusza w serii "Na haczyku" z Andrzejem Kopiczyńskim. Książki nie zamierzam pisać, bo choć dumny jestem ze swojej wiedzy (ach ta próżność:) ), to ego czuje się jak najlepiej na swoim miejscu. :) No dobra, dość tego kokietowania. :) 

Nie pcham też łba pod laur, już prędzej pod topór krytyki. :) A jest tu na forum kilka osób, które już dostrzegłem, resztę proszę o wybaczenie, że jeszcze nie (naprawdę jestem tu krótko, a do czytania sporo), które wcale mi nie ustępują. To ich trzeba skłonić do odtajnienia swojej wędkarskiej wiedzy. Do ujawnienia swojego (do tej pory skrzętnie ukrywanego), sposobu na życie, czyli pasji zwanej wędkarstwem. :) Nie ma co kombinować, wiedza z przed ćwierćwiecza różni się od współczesnej, choćby tym, że kiedyś było ponad milion członków PZW i były ryby a dziś jest nieco ponad 600tyś i ryb nie ma. :D 

Oczywiście żartuję. :) Ryby są i dają się złowić nawet największym malkontentom, którzy ustawicznie twierdzą, że ryb nie ma. :) Problem w tym, że je coraz trudniej złowić i trzeba być naprawdę w wielu tematach na bieżąco, aby sprostać zadaniu.

Kiedyś to była moja tajemnica dotycząca zanęty. Bywało, że siedzieliśmy we czterech z gruntówkami, zanęty podobne, ja łowiłem a im jakoś nie szło. Dziś tajemnica przestała być aktualna i znów muszę śledzić wszelkie informacje aby dowiedzieć się, jak skomponować nową mieszankę. Stara jeszcze działa ale to już nie to samo. Jak wspomniałem to już nie jest tajemnica, ale aby nie było zbyt łatwo to zagadka. :) Bawi się kto chce. :) Gdy woda w rzece jest zdecydowanie na niżówce, to zanęta powinna być bardziej, czy mniej aromatyzowana i dlaczego?

Przypomnę jedynie, że swoją aktualność tajemnica zakończyła w połowie lat 90-tych, więc konieczne jest cofnięcie się w czasie do panujących wówczas warunków.

Link to comment
Share on other sites

Ryby są i dają się złowić nawet największym malkontentom, którzy ustawicznie twierdzą, że ryb nie ma

Owszem oni też łowią, ale tylko od czasu do czasu coś porządnego. Wielu bardziej interesuje się kolekcjonowaniem sprzętu niż poznawaniem zwyczajów ryb, bo....w końcu już ich prawie nie ma :D

Problem w tym, że je coraz trudniej złowić i trzeba być naprawdę w wielu tematach na bieżąco, aby sprostać zadaniu.

Dlatego jest to tak piękne hobby, a przynajmniej mnie najbardziej podnieca w tej zabawie skuteczne łowienie w najtrudniejszych zbiornikach :)

Link to comment
Share on other sites

Owszem oni też łowią, ale tylko od czasu do czasu coś porządnego. Wielu bardziej interesuje się kolekcjonowaniem sprzętu niż poznawaniem zwyczajów ryb, bo....w końcu już ich prawie nie ma :D

Dlatego jest to tak piękne hobby, a przynajmniej mnie najbardziej podnieca w tej zabawie skuteczne łowienie w najtrudniejszych zbiornikach :)

Edited by hege
2* ten sam cytat.
Link to comment
Share on other sites

Popełniłem mimowolnie plagiat. Przepraszam Woldi. Wracając do sedna tematu. Widzę nad wodą, że u wielu wędkarzy, już dawno forma przerosła treść. Ich wiedza o łowieniu ryb, kończy się na znajomości sprzętu, i cudownych receptur zanęt(zwykle Ss lub MVDE i ich wariacje). Zupełnie nieistotna jest dla nich wiedza, o środowisku życia ryb i ich zachowań, w zależności od pór roku. Zresztą woda to nie tylko ryby. Wszystko to razem, tworzy nie tylko łańcuch pokarmowy, ale także przyczynowo- skutkowy. Brak znajomości podstaw prowadzi do rozczarowań na łowisku. Bo nawet cudowna zanęta sprawdzi się wtedy, gdy będzie użyta z sensem i z głową.

Link to comment
Share on other sites

Wind nie prowadzę żadnej misji, nie miałem i nie mam takiego zamiaru.

 

Przeciwnie!!! Twoja wiedza i umiejętność jej przekazania świadczy całkiem coś innego ;). Oczywiście nie uważam Cię za nawiedzonego "misjonarza", dla którego jego prawda jest jedyną, ale choćby wspomnianymi publikacjami przyczyniłeś się do odświeżenia naszej pamięci ;).  Zresztą, sam temat, ten w którym właśnie sobie dyskutujemy, to dowód na to, że może nawet i mimowolnie, ale pokazujesz nam to, o czym z czasem niektórzy zapominają. Myślę, że wielu będzie czerpało pełnymi garściami Twojej wiedzy, tak jak i ja to czynię, i za co jestem niezmiernie wdzięczny.

 

Ryby są i dają się złowić nawet największym malkontentom, którzy ustawicznie twierdzą, że ryb nie ma.

 

Zawsze tak uważałem, może dlatego, ze nie trafiłem jeszcze na żadna wędkarską "pustynię". Ale żeby łowić systematycznie ładne ryby potrzeba przede wszystkim wiedzy  o łowisku i zwyczajach ryb oraz cierpliwości, sprzęt ma tutaj drugorzędne znaczenie.

Link to comment
Share on other sites

Zapomnieć? Niby zapominają, że przychodząc nad wodę można sobie spokojnie usiąść i zintegrować się z przyrodą zamiast gorączkowo rozkładać wędziska i je uzbrajać? Dotychczasowe doświadczenia jawnie temu zaprzeczają. Pokaźna grupa młodych wędkarzy internatów nie zna tego, nie wie, że można inaczej.

Przyczyn jest wiele. Czasy są wyjątkowo parszywe moralnie, gdyż liczy się jedynie sukces, w jakim środowisku by się nie było. A o ten sukces wyjątkowo trudno, szczególnie statystycznemu, niezarabiającemu młodzieńcowi, którego opiekunowie często zaliczają dwa etaty od szóstej do dwudziestej. Ironią w tym jest fakt, że tak ciężko tyrają aby jemu było lżej. Poświęcając minimum czasu wymagają osiągnięć w szkole i pchają na studia nie zdając sobie sprawy, ża sami zapisują go do "wyścigu szczurów".

Oczywiście powody magą być diametralnie inne od tych niemniej, gdy młody człowiek czegoś nie wie to nigdy tego nie sprawdzi. Jeśli nie będzie wiedział po co ma usiąść na kilkanaście minut nad rzeką i co obserwować, to po przyjściu rozłoży sprzęt, uzbroi, zarzuci przed siebie w sumie byle jak, byle gdzie i nie wiadomo po co.

 

Sąsiad, po ciężkich przejściach osobistych, wychowuje wnuczkę samotnie od malutkiego. Mam okazję obserwować jej poczynania naukowe praktycznie od początku. Największe nieszczęście jakie ją spotkało to instalacja internetu. Skończyła się nauka, zaczęło się drukowanie odpowiedzi z netu. Paskudne w tym jest to, że mając właściwe odpowiedzi końcowe praktycznie nie wiedziała z czego one wynikają. Tu nawiązuję do tego spokojnego czasu i obserwacji rzeki po przyjściu nad jej brzeg. Każdy teraz może to zrobić, ale czy będzie wiedział po co i dlaczego? Niestety nie. Aby to poznać trzeba czytać, czytać i jeszcze raz rozmawiać. Dziś jest to o wiele wygodniejsze. Mnóstwo jest w necie, nie tylko w książkach, a kontakty interpersonalne stały się prostrze i łatwiejsze niż Pan Bell mógł sobie wymarzyć. :) Przecież to fantastyczne, że pisząc teraz, po wysłaniu tego posta będzie go mógł przeczytać każdy od Bałtyku po Tatry. :) Cóż więcej potrzeba do rozmowy? Do rzetelnej rozmowy bez jakichś osobistych wycieczek. W końcu każdy ma prawo do swojej opini, z którą inni nie muszą się zgadzać. Zresztą dyskusja możliwa jest tylko wtedy, gdy obie strony mają przynajmniej nieco inne zdanie. :) 

Wędkarstwo bezsprzecznie związane jest z łowieniem ryb i wszystkim tym, co stanowi tego otoczke lub efekt. Nie mam co do tego wątpliwości. Jednak nie dla mnie. :) I bynajmniej nie obecnie, gdy mam mnóstwo czasu wolnego, ale tak już miałem od zawsze. :) Lubię patrzeć w wodę mimo, że spławik kolebie się na falce. Można zobaczyć wiele, bardzo wiele, od rodzaju dna, poprzez roślinność, owady, stopień eutrofizacji a przede wszystkim, czy woda żyje. Nic tak nie cieszy jak zauważenie stadek narybku, takiego dwucentymetrowego, bo wtedy wiem, że jest szansa na porządną rybkę. A przysłowiowe edkarskie "studnie"? Owszem, zdażyło mi się i to kilkukrotnie będąc sam jak i w grupie. Studnie spotkałem zarówno na wodach gospodarowanych przez PZW jak i przez prywatnych dzierżawców. Tych drugich znacznie więcej, choć być może dlatego, że tam gdzie są jeziora PZW infrastruktura jest gorsza niż żadna. Już tak jakoś dziwnie jest, że nad wodami prywatnych dzierżawców agrogospodarstwa rosną na potęgę a nad wodami PZW wcale. Z drugiej strony wykupując zezwolenie prywatnego w agro dziś wieczorem, jutro rano przed pomostem można zastać 50m sieci a na pytanie dlaczego sprzedano i odcięto od połowu niezmiennie pada ta sama odpowiedź - planowy odłów. Imalem się przeróżnych wybiegów z różnym skutkiem, ale to opowieść w innym temacie. :) 

No to chyba uśpiłem wszystkich. :) A poważnie to Woldi też mógłby coś napisać, bo doświadczeń mu na pewno nie brakuje. Inni też bardzo mile widziani, ja tylko rozpocząłem ten wątek a jest w końcu otwarty dla wszystkich. :) No oprócz zbanowanych. :D 

Link to comment
Share on other sites

A poważnie to Woldi też mógłby coś napisać

Tylko, że woldi nie wie czy warto :rolleyes: Do tej pory jak coś mówiłem to później więcej problemów niż pożytku z tego wynikało. Nie jestem snobem, samolubem czy egoistą, ale nad wodą lubię spokój i nie chce mi się przepychać z pseudo wędkarzami, którzy mimo podpowiedzi z mojej strony dalej nie potrafią złowić konkretnej ryby co, jak się już zdarzało, skutkowało celowym psuciem łowiska czy podsiadaniem. Mam słaby sprzęt, nie dbam o niego i jak mi się wydaje to jeszcze bardziej potęgowało ich frustrację

Link to comment
Share on other sites

Tylko, że woldi nie wie czy warto Do tej pory jak coś mówiłem to później więcej problemów niż pożytku z tego wynikało.

 

Eeeee tam, się przejmujesz. Dobrze wiesz, ze nia ma takiego wędkarza, który opanowałby wszystkie kruczki na wszystkich wodach a prawda jest taka, że nie ma uniwersalnych rozwiązań. To co się sprawdza na jednej wodzie, na innej jest totalnie nieskuteczne. Często nie ma możliwości spędzenia tygodnia nad jakąś miejscówką by ją dobrze poznać. Jakakolwiek wiedza na temat takiego łowiska może skrócić ten czas nawet do trzech dni. Konkretna wiedza da zadowolenie już po kilku godzinach. Jest w tym jednak pewien szkopuł. Takie porady dotyczą konkretnej wody i konkretnego łowiska, o którym wędkarze bardzo niechętnie się rozpisują, choćby z powodu preferowania spoku i samotności w zmaganiach z rybkami. Z drugiej jednak strony konkretne rozwiązania w konkretnych przypadkach bez opisywania dokładnego łowiska są również bezcenne. :) No to aby nie być gołosłownym lub tym co tylko podpuszcza i oczekuje gotowców zacznę pierwszy, może się skusicie na swoje wyznania. :D 

 

Było to nad Wisłą. Właśnie dostałem zlecenie z Redakcji na tekst opisujący różnice gatunków: leszcz, rozpiór i krąp oraz ich rozpoznawanie wędkarskie. Sprawa banalna ale aby nie było łatwiej to obowiązkowo dorzucono mi do grupy sapę. No i zaczęły się schody, i to takie prawdziwe. Celowe łowienie sapy, to był temat którego nie chcieli się podjąć nawet najbliżsi kumple. Nie była to tajemnica, chętnie się ze mną podzielili swoją wiedzą jednak niezmiennie padało to samo stwierdzenie - przyłów przypadkowy. Ich pomoc jednak okazała się bardzo pomocna i do mitów przeniosłem wiedzę ichtiologiczną, ze sapa jest wyłącznie roślinożercą. Może w Azji tak jest, ale sapa w naszych rzekach nie stroni od dziczyzny na haku. :) 

Chcecie to wierzcie, nie chcecie to też się nie pogniewam, ale spędziłem niemal non-stop dwa tygodnie nad wodą nim doszedłem do efektów, które można już nazwać celowym łowieniem. Jedyną skuteczną metodą był połów metodą ciężkiej denki na skraju nurtu. Skraj nie mógł być zbyt blisko plosa lub prądu wstecznego, musiało dobrze ciągnąć choć to nie ścisłe koryto. Sposobem było przedłużenie przyponu. Przedłużenie znaczące gdyż minimalna skuteczna jego długość zaczynała się od metra a przynęta musiała być lekka. Długość przyponu i lekka przynęta w parze powodowało, że właśnie ta przynęta była podrywana wysoko przez nurt i unosiła się w nim, czyli znajdowała się tam, gdzie przebywały i żerowały sapy. Przedłużanie przyponu zatrzymałem na ok dwóch metrach, gdyż na tyle pozwalał mi sprzęt aby skutecznie zarzucić zestaw. Myślę tak sobie, że jeszcze metr a mogłyby brać te wieksze, bardziej ostrożne.

Link to comment
Share on other sites

Dobrze wiesz, ze nia ma takiego wędkarza, który opanowałby wszystkie kruczki na wszystkich wodach

Jasna sprawa

prawda jest taka, że nie ma uniwersalnych rozwiązań. To co się sprawdza na jednej wodzie, na innej jest totalnie nieskuteczne

Tu już się nie do końca zgodzę, bo to, że przynęta nie będzie uniwersalna na wszystkie wody to fakt, ale zachowanie, zwyczaje danego gatunku są zbliżone na wszystkich podobnych wodach. Celowo piszę ,,podobnych,,, bo głównie łowię na jeziorach i właśnie je staram się dogłębnie poznać.

Moim konikiem są ryby białe. Zaczynałem od leszcza, później nastała era lina i karpia. By poznać zwyczaje danego gatunku wybierałem sobie jedno jezioro i siedziałem nad nim, aż do czasu uzyskania zadowalających wyników. Na każdą porę roku wybierałem sobie skrajnie różne miejscówki, kombinowałem z zestawami, przynętami, sposobem podania przynęty, położenia zanęty itd. itp., bo tylko w ten sposób można poznać o co kaman ;)  Nie przeskakiwałem z jeziora na jezioro, gdy ktoś powiedział:,,tam wczoraj brało,, :D, bo to nic by nie wnosiło do zwiększenia wiedzy na temat danego gatunku. Dopiero później, gdy już choć trochę udało mi się poznać zwyczaje ryb przeskakiwałem na inne jeziora i z całą powagą muszę stwierdzić, że wyniki także miałem bardzo dobre. Oczywiście czasami trzeba wprowadzić jakieś małe modyfikacje, ale podstawowa wiedza nabyta na jeziorze ,,szkolnym,, sprawdzała się i na innych

 

Moim niespełnionym marzeniem, przynajmniej do tej pory, jest poznanie zwyczajów grubej, jeziorowej płoci. Już od kilkunastu lat mam wybrane testowe jezioro, na którym łowiłem już sztuki ok.kilograma, ale były to raczej przypadkowe połowy. Może na starość poświęcę się tej rybce :)

Link to comment
Share on other sites

Według moich obserwacji ta gruba płoć niezmiennie przebywa na granicy litoralu, gdzie aż roi się od racicznicy. Nie jest głupia i nie rzuca się na wszystko co jej się podetknie. Miałem o wiele większe efekty z "kłódkami" niż z innymi przynętami ale, tak jak u Ciebie, brania zaliczam do zdecydowanie przypadkowych. A już jak zanętą się sypnęło to leszcze jak w windzie po stoku do góry i po płociach.

Zupełnie inne wrażenia miałem w dwu innych przypadkach. Zejście do wodopoju dla koni. Zaledwie ze trzy metry, woda dość płytka, około półtora metra a ryby wręcz szalone. Na początku nie wiedziałem co się dzieje jak na dość delikatny zestaw coś wzięło, coś gdzieś pod wodą szarpnęło i po przyponie. Dopiero grubsza żyłka pozwoliła mi z tak małej głębokości wyjmować piękne płocie 30-35cm i nieco większe leszcze do pół metra ale zasadniczo meldowały się takie 40cm. Niestety nie brały na nic innego jak stare dobre kompościaki ale te specyficzne, z nawozu końskiego. Na szczęście właściciele koni - pracownicy leśni, nie mieli nic przeciw abym sobie grzebał w stercie nawozu przed stodołą. :)

Kilka lat później wałęsając się kajakiem po innym jeziorze w celach rozpoznawczych :) zainteresował mnie wpływ rzeczki do tego jeziora. Rzeczka to mimo wszystko zbyt wiele. Ot taka wartka, płytka i czysta struga metrowej szerokości z wodą do pół łydki. Jednak ciche podpłynięcie łodzią, wrzucenie mocno sklejonej zanęty właśnie kilka metrów w górę strugi i łowienie na przepływankę w pogłębionej części dawało mi powtarzalne efekty w postaci płoci po 40cm. W ogóle w tym miejscu trudno było o małą rybę a te większe było piekielnie trudno złowić. Dziś jest w czym wybierać i przebierać jeśli chodzi o spławiki, wtedy o wagglerach nawet nie słyszano :) a przynęta musiała być bardzo blisko dna lub wręcz sunąć po nim za spłąwikiem. Wiem, wiem. :) Jest to wbrew zasadom przepływanki ale jedyny objaw brania to było zatrzymanie chwilowe spławika. Jak przytrzymywałem zestaw by przynęta szła przodem to tylko stwierdzałem brak przynęty. :) Ryby piękne, duże a najmniejsze, jak zwykle, meldowały się ukleje. :) To nic nadzwyczajnego, że na trzech metrach są ukleje, w innym jeziorze, notabene baaaardzo specyficznym, brały dosłownie na sześciu metrach. :) Wracając jednak do tego wpływu to uklejki były najmniejsze a i tak nie pamietam mniejszej niż 20cm. :) Przez wiele lat myślałem, ze łowiłem tam giganty nie ukleje. Dopiero bliższe zapoznanie muszkarzy zmieniło ten obraz, gdyż dla nich ukleja 20-25cm to chleb powszedni w pstrągowych rzeczkach. :) 

Był jeszcze jeden aspekt tego połowu. Pamiętasz taki polski teleskop, 5m, cały czarny szklak z owijką na całej długości i ciężki jak nieszczęście? Tylko nim mogłem powalczyć. Inne wędziska były za słabe lub za krótkie. Do dziś czuję go w nadgarstku. :) 

Link to comment
Share on other sites

Tylko, że woldi nie wie czy warto

Woldi warto, warto .... ;). Nikt nie oczekuje, że podasz namiary GPS ale uchyl choć rąbek tego, czego przez te lata się dowiedziałeś.

Link to comment
Share on other sites

Nikt nie oczekuje, że podasz namiary GPS ale uchyl choć rąbek tego, czego przez te lata się dowiedziałeś.

Namiarów GPS nie podam, bo nie mam takiego urządzania :P Lina nauczyłem się łowić, o czym dobrze już wiesz, za sprawą książki Johna Wilsona, ale mogę wybrać najważniejsze sprawy i z grubsza opisać, bo Wilson zapodał ,,gotowca,, na skuteczne łowy tej ryby. Z leszczem jest jeszcze prościej, bo domyśliłem się bardzo łatwego sposobu, o czym też już dobrze wiesz :), na naprawdę zaje... skuteczne połowy wielkich leszczy, ale z karpiem to już ,,męczyłem,, się prawie od zera, bo to co wypisują w tych wszystkich tekstach sponsorowanych ,,znawcy,, tematu (czyt.biznesu ;)) ma mało wspólnego z rzeczywistością.

W wolnym czasie postaram się coś naskrobać, ale z karpiem będzie problem, bo przy połowach tej ryby jest tyle ważnych aspektów, że nie będzie to proste do opisania i szczerze mówiąc to nawet nie wiem czy potrafię to wszystko przelać na papier. Łatwiej pokazać w warunkach bojowych :)

Link to comment
Share on other sites

Pamiętasz taki polski teleskop, 5m, cały czarny szklak z owijką na całej długości i ciężki jak nieszczęście?

Ja się katowałem czeskim 5m teleskopem w kolorze i właściwościach zbliżonych do sraczki :D

Link to comment
Share on other sites

  • 11 months later...

Docio,minął rok jak w tym temacie zadałeś nam pytanie."Gdy woda w rzece jest zdecydowanie na niżówce,to zanęta powinna być bardziej,czy mniej aromatyzowana i dlaczego?Nie odpowiedział nikt,więc ja spróbuję,jako że posiadam tzw."refleks szachisty"a samo pytanie nabrało wystarczająco "mocy urzędowej".Jeszcze kilkanaście lat temu nasze rzeki niosły potężną ilość ścieków przemysłowych i komunalnych,niemal zupełnie nie oczyszczonych.Aby więc zanęta spełniła swoją wabiącą rolę,musiała być silnie aromatyzowana,aby przebić się przez rzeczne "zapachy"i dotrzeć do zmysłu węchu u ryb.Szczególnie przy niżówce,gdy ilość ścieków była taka sama,wody zaś znacznie mniej.Jeżeli poszedłem złym tropem,proszę o udzielenie odpowiedzi prawidłowej.

Edited by Ozet
Link to comment
Share on other sites

Guest ŁYSY0312

@Ozet , moim zdaniem to zależy od rzeki. Na mojej ukochanej Narwi przy niżówce absolutnie nie można było atakować atrakotorami. Ryby w moich miejscówkach gromadzą się wówczas w konkretnych głębszych miejscach i mocne dopalenie zanęty skutkuje brakiem brań/ucieczką ryb.

Owszem gdy woda jest mocno trącona i dość niska dopalenie zanęty potrafi przynieść skutek, ale wg mnie nie przy standardowej niżówce. Podobne rezultaty miałem na Bzurze, Pisie, czy Biebrzy.

Link to comment
Share on other sites

Docio,minął rok jak w tym temacie zadałeś nam pytanie."Gdy woda w rzece jest zdecydowanie na niżówce,to zanęta powinna być bardziej,czy mniej aromatyzowana i dlaczego?Nie odpowiedział nikt,więc ja spróbuję,jako że posiadam tzw."refleks szachisty"a samo pytanie nabrało wystarczająco "mocy urzędowej".Jeszcze kilkanaście lat temu nasze rzeki niosły potężną ilość ścieków przemysłowych i komunalnych,niemal zupełnie nie oczyszczonych.Aby więc zanęta spełniła swoją wabiącą rolę,musiała być silnie aromatyzowana,aby przebić się przez rzeczne "zapachy"i dotrzeć do zmysłu węchu u ryb.Szczególnie przy niżówce,gdy ilość ścieków była taka sama,wody zaś znacznie mniej.Jeżeli poszedłem złym tropem,proszę o udzielenie odpowiedzi prawidłowej.

Lepiej późno niż wcale. :) Ważne, że nie bałeś się, każde zdanie jest ważne i asekuracja niepotrzebna. :) A co do pytania to jest tak jak napisałeś o ilości ścieków w wodzie z tym, że nie ferowałbym tych hurraoptymistycznych wiesci o zaprzestaniu trucia rzek. Ścieki komunalne tylko w niewielkiej ilości zredukowano i dotyczy to małych miejscowości. Za to zubożenie społeczeństwa spowodowało ,że spora część tych, których kiedyś było stać na zamówienie szambiarki dziś mają ruru do zbiorników lub wylewają jawnie w kanały burzowe.

Ścieki przemysłowe też ale jedynie w stosunku do małych producentów, którzy mogli liczyć na dotacje unijne. Duzi nie mogą na nie liczyć i albo w sprzedaży mieli obowiązek modernizacji, albo liczą, że śmieszne kary za zatruwanie środowiska dopiero za kilkadziesiąt lat osiągną kwotę kosztu budowy i obsługi specjalizowanej oczyszczalni. Problem przestał istnieć jedynie w mediach, w rzeczywistości każdego roku PZW wnosi do sądu kilkadziesiąt spraw o odszkodowania za zatrucia rzek.

Link to comment
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
 Share

  • Recently Browsing   0 members

    • No registered users viewing this page.
×
×
  • Create New...