Skocz do zawartości

Wieści znad wody


grzybek
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

     Kolego ''grzybiarz 777'', pragnę kolegę uświadomić, że zestaw śledziowy składa się z 5 (pięciu) haczyków. To po pierwsze.

  W każdej metodzie zdarzają się ryby niewymiarowe, które należy wypuścić i tak się stało .To po drugie.

  Nie życzę sobie żadnych insynuacji i nikt nie ma prawa robić ze mnie kłusola czy mięsiarza. To po trzecie.

  Wreszcie po czwarte, mam nadzieję, że kolega nie ocenił mnie, czy kolegów  wedle swoich nawyków.

  Pozdrawiam

Edytowane przez janek73
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj ponownie próbowaliśmy z Krisem popłynąć na dorsza jednak wydmuchało nas i wróciliśmy pod brzeg.

Migrujących ławic drobnicy sporo na Zatoce jednak maluchy nas nie interesowały.

 

post-1419-0-81110500-1396936612_thumb.jpg

 

Planery naszego pomysła i konstrukcji sprawdzają się.

 

post-1419-0-40238300-1396938033_thumb.jpg

 

Przy brzegu mniejszy wiatr i fala, mogliśmy obserwować piękne widoki

 

post-1419-0-69590200-1396936805_thumb.jpg

 

post-1419-0-39808500-1396936885_thumb.jpg

 

post-1419-0-57016300-1396937038_thumb.jpg

 

Mieliśmy 3 brania ale zdołaliśmy wyjąć tylko jedną troć - 16tą w tym roku.

 

Mogliśmy zaobserwować też entuzjastę łowienia z dętki :)

 

post-1419-0-40098400-1396937185_thumb.jpg

 

Młodość i fantazja ma swoje prawa :D

 

Z daleka widać było okręt naszej Marynarki Wojennej.

O dziwo, wpłynął w kanał Martwej Wisły!

 

post-1419-0-08905200-1396937608_thumb.jpg

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ożyły wspomnienia po karahah :D

Ostatni raz łowiłem je na Kaszubach, w prywatnym bajorku.

Przekroczyłem dwasta sztuków jednego dzionka i na tym się skończyło.

Jeziorko zachwaszczone, rybki poszły do koryta.

Bamber wpuszczał tam karpiki a Oszołoma...

 

Fajowe rybki Piter

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Andrzeju za kolejne doświadczenia! Jestem zaskoczony faktem, że znowu połowa ryb spada po dość długim holu. Nie mam na to pomysłu a pogodzić się spokojnie z tym że "troć tak ma" nie mogę. Plecionka nierozciągliwa, zacięcie prawie maksymalne, kotwice morskie twarde i nowe, kij elastyczny - co tu jeszcze nie gra? Może za szybko pływamy? Żadna kotwica jeszcze nie tkwiła centralnie w głębi paszczy,jak bywa to często przy połowie szczupaków i sandaczy.

Gdy kotwica trafi w nożyczki to trzyma, a na szerokiej i niesamowicie twardej szczęce to już w łodzi po bryknięciu ryby potrafi wypaść z pyska. Chyba to tak się dzieje w trakcie holu. Niektórzy preferują żyłkę zamiast plecionki, co poprzez jej rozciągliwość zapewnia stały naciąg między rybą a wędkarzem (używają sztywniejszego kija).Uważam, że nie brak nam naciagu, bowiem wypięcie nastepuje przy holowaniu na pełnym gazie (łódź nadal płynie)i opór ryby jest cały czas a kij amortyzuje szarpnięcia.Jeśli ktoś ma na to radę to proszę o podzielenie się swoim doświadczeniem.

spróbuj z dwoma kółkami łącznikowymi pomiędzy blachą a kotwicą i przejdź na żyłkę i miękkie kije - bardzo miękkie, może będzie lepiej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pierwszy raz z Jankami na Penetratorze! :D

Wypłynęliśmy wcześnie rano (pobudka o 4tej) - dla mnie masakra, odzwyczaiłem się od wczesnego wstawania.

Umówiliśmy się w Centrum Narodowego Żeglarstwa skąd wyszliśmy korytem Śmiałej Wisły na Zatokę Gdańską.

Janki (Okno i Janek 73) i ja stanowiliśmy dzisiaj załogę.

Zgrana paczka.

Dzisiaj to Janek robił za Kapitana i przewodnika po Zatoce.

Próbowaliśmy znaleźć dorsza.

Co chwila zmienialiśmy łowiska i więcej mieliśmy pływania niż łowienia ale to taki urok.

Pomuchel nie chciał skubać i trudno było namierzyć jaką większą ławicę.

Małe kupeczki nie dawały ryb, trafialiśmy na śledzie i kilka schowaliśmy na "czarną godzinę"

Okazały się w końcu przydatne.

Trochę z nudów i dla picu założyłem ogonek jednego z nich na przynętę zamiast przywieszki i zaczęły się brania "na spławik" :D

W tym przypadku za spławik robiła szczytówka Degi 3,10m - zacząłem łowić te dorszyki.

Później w ruch poszły inne części ciała śledzików.

Na hak poszedł ogon i łepek - chciałem żeby dorsze szukały brzuszka :)

Zaczęły się brania i wreszcie ryby poczuły głód - zabawa była przednia.

Jasiu namierzył fajną ławicę, zaczęliśmy łowić na wszystko co było w wodzie.

Kolor i rodzaj przynęty nie był istotny.

Ryby gryzły do momentu kiedy Okno zawołał radiem kolegę z innej łodzi.

Tamci też zaczęli łowić.

Kiedy wyciągnęli podbierakiem "trójkę" krzyczeliśmy, że "my takie wypuszczamy" :D

Ubawiliśmy się znakomicie.

A wuj z rybami. Nie one najważniejsze.

Atmosfera zajebiaszcza. Słoneczko docieplało klimat.

Każdy przywiózł do domu komplet rybek na kolację czy do wędzenia...

Jak bym nie wziął żadnej ryby też byłbym zadowolony bo przyjaźń, życzliwość kolegów czy przyjaciół zawsze będzie bezcenna.

Doświadczam tego zawsze spotykając się z Jankami - to zdecydowanie wspaniali koledzy.

 

Poćwiczyliśmy w końcu dorszyki.

 

Dzisiaj Janek już nałowił świeżej szproty, namawia na kolejny wypad.

Żona wymelduje mnie z domu :) ale jak tu odmówić takim kumplom?

 

post-1419-0-30987600-1398842416_thumb.jpg

 

post-1419-0-67408900-1398842450_thumb.jpg

 

post-1419-0-62398200-1398842544_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już kolejny rok wielką majówkę spędziłem na Mazurach z wędką w tle. Byłem dwukrotnie na łódce ze spiningiem i...... pustka- bez kontaktu. W tamtym roku w pół godziny miałem 4 szczupaki. Teraz było zimno,trochę deszczu i trzeba było chować się od wiatru (za wyspę), woda 11C. Było nas 3 na łodzi, każdy obadał wszystkie rodzaje swoich wabików, obrzucaliśmy trzciny, blaty z pierwszym zielskiem, górki i spady bez efektu. U innych wędkarzy było tak samo, wieść niosła, że 1 maja padł 1 miarowy zębacz. Pociechą okazała się spławikówa. Na białego robaczka brały fajne płotki leszczyki i okonie. Miejscami buszowały pod powierzchnią stada uklejek, ale nic ich nie straszyło. Bywalcy mówili, że drapieżniki zaczną jeść po 15 maja.

A przy okazji, może ktoś ma doświadczenie, jaką podać zanętę aby przytrzymać ławicę białorybu wędrującą na ok. 3m w toni. Obserwowaliśmy to teraz jak również latem, ale kończy się na branu 2-3 rybek i stado odchodzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie wyniosło znowu na Zatokę Gdańską.

Umawiałem się z Jankiem od kilku dni - w końcu wyjechał do chaty a ja dalej wciąż czekałem na odpowiednią pogodę do wyjścia.

Z morzem żartów nie ma.

Doczekałem się odpowiedniej prognozy ale prognoza to nie real.

Płynąłem sam.

Z planem odwiedzenia starych, rybodajnych miejscówek, z sentymentem w duszy.

Nie brałem pod uwagę, że nie złowię dorsza.

 

Jeszcze przed wypłynięciem przygotowałem wędki i zestawy na belonę, śledzia.

Próbowałem spenetrować w szybkim trolu łowiska na zachód od ujścia Martwej Wisły.

Po dotarciu na miejsce pierwszej lokalizacji pod Orłowem, tam gdzie w czterech rzutach biłem swoje kolejne życiowe rekordy dorsza nawet puknięcia!

Lecę nad tor gdyńskiego portu.

Na echu widzę rybę, piękny wraczek i... nic.

Wokół pływają statki, okręty MarWojki... żadnego kuterka.

Pogoda nie najgorsza ale żadnych łódek z wędkarzami.

Zastanawiałem się, dlaczego?

Tam gdzie zawsze skupiały się różne jednostki teraz nie było nikogo, dosłownie, ani jednej łódki.

To było zastanawiające.

 

Co wejdę do kabiny czuję zapach ryby.

Jakaś woń starej, zmarnowanej padliny, pewnie ze źle umytej kadzi w której przechowywaliśmy złowione wcześniej dorsze i śledzie.

Kiedy szukałem kolejnych przynęt w końcu znalazłem przyczynę - to woreczek ze szprotkami sprzed kilku tygodni, które w ferworze walki pozostawiłem w wiaderku!

Muszki dotarły już tam i złożyły jaja.

Po kilku tygodniach wykluły się larwy - dobra przynęta na fląderki :lol:

Wywaliłem paskudztwo i dalej szukam dorszy.

Ostatnio nawbijałem masę namiarów do nowego GPSa, pływałem po nich oraz tam gdzie ostatnio łowiliśmy z Jankiem i Krisem.

Tam gdzie ławice dopadały nas jak śledzie nawet brania nie było.

Ani na szprotkę ani na gumę.

Nie stosowałem pilkerów, przywieszek, much... może to był błąd?

No ale nie ma skuteczniejszej przynęty jak szprotka!

Bez ryby (no jedno branie, muśnięcie) miałem nad torem wodnym ale bez zacięcia więc popłynąłem dalej.

Tak w końcu dotarłem do gdańskiego "śmietnika"

Ryby zaczęły wreszcie zakąszać. Do tej pory tylko piły :D

Może i ryby...

Jeden breloczek miał może 20cm?

Wsyskie tsy wzięły na szprotkę, na gumy nic.

Pływałem i pływałem, mokłem i susyłem się... napawałem się ogromem dzikiej, nieprzyjaznej wody, ciemnego i jasnego nieba.

Neptun niezbyt łaskawy, dawał popalić.

Kręgosłup wciąż kolebał się na stosunkowo wzburzonym morzu.

Przed każdą kolejną burzą wiatr wzmagał się i  podnosiła się fala.

Może przez godzinkę wędkowania było trochę spokoju?

Po południu kilkakrotnie przechodziłem kolejne fale zachmurzenia, opadów i wzmożonych fal.

To sztormowałem, to płynąłem w deszczu i tak do końca.

Nie mogłem znaleźć żadnych większych ławic, czasem przy dnie zalegały drobne rybki ale nie przynosiły efektów.

Przewędrowałem Zatokę od Gdyni po ujście Śmiałej Wisły.

Po kolejnym "pewnym" namiarze, gdzie spodziewałem się coś złowić znalazłem tylko rozczarowanie - olałem ciepłym moczem kolejne wysiłki.

Po rozmowie z Okienkiem okazało się, że namiar z internetu różnił się o kilka sekund od prawdziwego i wtedy już miałem dosyć.

Kolejny telefon komandora z mariny przywołał mnie do powrotu.

Jakaś łajba potrzebowała pomocy.

Wypłynęła sobie "sama" i została przechwycona przez służby portowe na kanale Martwicy.

Trzeba ją było ściągnąć, przeholować z powrotem, opłacić za czynności... ;)

 

Zanim tam dotarłem musiałem poradzić sobie z jakimś 2m kawałkiem worka który wplątał mi się w śrubę :bije:

Już kurwica mnie dopadała!

 

W trakcie holowania, już w Twierdzy zawadziłem kijem o jakiś maszt położony nad żaglowcem...

Obserwując boki przytroczonej do burty łajby manewrowałem jak mogłem nie patrząc w górę.

Wąsko, wąsko, cienko było ale się udało.

W podzięce nie usłyszałem nawet dobrego słowa. Choćby "dziękuję"

 

Wróciłem do chaty zmęczony jak nigdy.

 

Chyba nie pierwszy raz ogarnia mnie zniechęcenie.

Czy jest sens utrzymywać łódź dla kilku chwil radości?

Czasami mam rzeczywiście dosyć.

 

Przywiozłem do domu dwie rybki ale co się napływałem to moje

 

post-1419-0-65189900-1399629144_thumb.jpg

post-1419-0-71298200-1399629186_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Chyba nie pierwszy raz ogarnia mnie zniechęcenie.
Czy jest sens utrzymywać łódź dla kilku chwil radości?
Czasami mam rzeczywiście dosyć.

 

Spoko Andrzeju, warto, warto! Ja przez cały ub. sezon zabrałem do domu 2 sandacze, reszta nadal pływa i nie żałuję tej kasy za port i innych wydatków. A odpowiedź na swoje wątpliwości zawarłeś nieco wyżej:

 

 

 

A wuj z rybami. Nie one najważniejsze.

Atmosfera zajebiaszcza. Słoneczko docieplało klimat.

Każdy przywiózł do domu komplet rybek na kolację czy do wędzenia...

Jak bym nie wziął żadnej ryby też byłbym zadowolony bo przyjaźń, życzliwość kolegów czy przyjaciół zawsze będzie bezcenna.

Doświadczam tego zawsze spotykając się z Jankami - to zdecydowanie wspaniali koledzy.

 

I o to właśnie chodzi. Pozdrawiam. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaa, paczę przez kamerki na dzisiejsze warunki pogodowe w Brzeźnie, w Sopocie i oczołom nie wierzę :blink:

Aura jakiej chciałoby się doświadczać za każdym razem.

Ciekawe, gdzie te rybki wywiewa po północnych i wschodnich wiatrach?

 

Domyślam się, że idą na głęboką wodę - bo gdzież indziej? Przecież nie pod brzeg!

 

Pewnie zawsze trzeba odczekać kilka dni aż znowu przypędzi je na żerowiska bliżej brzegu.

 

Belony ani śladu choć pływałem na pewno zbyt szybko, przynajmniej mam świadomość, że próbowałem.

 

Wiele z oficjalnych namiarów  ciężko odnaleźć w rzeczywistości.

Wielokrotnie zastanawiam się dlaczego tak jest?

Czyżby okresowo zasypywał je piasek unoszony przez prądy?

Trudno wyczuć.

 

Może namiary nie są dokładne, wraki przesuwają się?

 

Znowu przekonałem się, że łatwiej pływać wspólnie na jakiejkolwiek łodzi.

Tak jak z Okienkiem :)

Kiedy on szuka ławic, stopuje silnik my już wrzucamy przynęty i łowimy zanim łon wygramoli się na pokład :D

 

Ech, dzisiaj odpocznę i pewnie któregoś dnia wyskoczę na łajbę tylko po to żeby posprzątać, poukładać stertę wędkarskich i motorowodniackich bambetli.

Pewnie wypłynę jeszcze nie raz i za którymś razem poszczęści mi się.

Taki to wędkarski los.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głowa do góry Andrzeju'dołączam się do słów Janka.

Faktycznie zmęczenie i niedosyt doskwiera, a zobacz ile mil testowaliśmy planery, a jednak przyszły piękne dni. Będzie ich jeszcze wiele!!!

Edytowane przez kris1313
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


zobacz ile mil testowaliśmy planery, a jednak przyszły piękne dni. Będzie ich jeszcze wiele!!!

 

To fakt - chyba 12 czy 13 wypłynięć bez brania...!

Czy 7? Już mi się kiełbasi :D

Ważne, że własnym sumptem w końcu osiągnęliśmy sukces.

36 troci wyjętych w pierwszym sezonie przez nas dwóch to nie krzywda :)

 

Trudno wyczuć, co dalej będzie?

Planuję wyjazd do USA, może z żoną?

Nie wiem czy wyjazd dojdzie do skutku, na jak długo, co zrobić z łodzią...?

Pytań bez odpowiedzi mnóstwo.

 

Póki co pogoda do bani choć wiemy, że rybki grasują w pobliżu.

Myślę, że po "ogrodnikach" warto będzie wyskoczyć na cokolwiek: śledź, belona, dorsz w zasięgu.

Czekam na nowe, sprawdzone namiary od kolegi nurka z Zatoki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Popływaliśmy w tygodniu z Krisem po Zatoce Gdańskiej.

Szukaliśmy belony, śledzia, dorsza.

Znaleźliśmy tylko kilka sztuk centkowanego lamparta - słabo brał, ciężko było go odszukać.

 

Po dwóch dniach znowu ruszyliśmy, tym razem z Zibi i jego synem.

Wiało dosyć mocno z południa.

Odszukaliśmy fląderkę, ochrzciliśmy kolejnego "wilka morskiego"

Śledzia szukał Okienko ale też nie znalazł, sytuacja wciąż się zmienia ale wcale nie na lepsze.

 

Mało ryb, pogoda nie służyła zbytnio wędkowaniu.

Mordy opalone, jeśli nie powiedzieć spalone :D

 

Złowiliśmy w sumie 4 dorsze, jedną flądrę i kilka babek byczych.

Pogoda nie rozpieszczała ale co nasze to w nas

 

post-1419-0-14905800-1401045854_thumb.jpg

 

Chrztu flądrą jeszcze nie widziałem ale bywa i tak :)

 

post-1419-0-78845700-1401085963_thumb.jpg

 

post-1419-0-13974100-1401086004_thumb.jpg

 

Zibi opalony, czasami czuliśmy się jak skwarki na patelni

 

post-1419-0-06716200-1401086041_thumb.jpg

 

W końcu spotkaliśmy Janka od Okienek na Penetratorze

 

post-1419-0-97930100-1401086183_thumb.jpg

 

Dzięki chłopaki za wspólną wyprawę.

Co niektórzy obawiali się morskiej choroby.

Fala była, owszem ale objawów "nęcenia" nie było, prawda ? :D

Strach ma wielkie oczy, nie ma się czego bać.

Po prostu - czeba paczeć na widnokrąg a nie pod nogi i wszystko będzie OK.

Pozdrowiska.

Edytowane przez grzybek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyskoczyłem sobie wieczorkiem na Martwą Wisełkę.

Jako że 1czerwca to czas na kolejnego drapieżnika - sandacza.

Po obowiązkowych odwiedzinach u wnuczki mogłem sobie pomarzyć o chytrym potworze :D

 

W domu ciepełko więc nawet swetra nie wziąłem i wybrałem się w letnim ubraniu.

Kiedy dotarłem do moich miejscówek już zaczęło mnie telepać.

Nie mogłem znaleźć ocieplacza, który powinien być na łodzi.

Północny, zimny zefirek skutecznie studził moje zapędy.

Założyłem ciepłe, zimowe kalosze, gumowy płaszcz p/deszczowy.

Wypiłem gorącą zupkę chińską ale to pomogło tylko na chwilę.

 

Próbowałem w cichej zatoczce odnaleźć szczupaka ale skubały i ściągały gumę okonki.

 

Sandaczy szukałem w trolingu woblerem.

Czekałem na swoją ulubioną porę - złotą godzinę przed zmierzchem.

Jeden uwiesił się jeszcze przed mostem wantowym, drugi vis a vis Stewy - dwa skróty!

Tak więc ręce nie pachną rybą ale dzień na wodzie zaliczony :)

 

Obawiałem się pływać po blacie między Stewą a mostem wantowym.

Straszne wypłycenia!

Nie chciałem ryzykować kolejnej kolizji ze szczytami jakichś nowych górek usypanych prawdopodobnie przez szalandy.

Paskudna sprawa bo fajne łowisko tam było.

Uczę się nowych szlaków bo pogłębiarki w torze wodnym zrobiły swoje.

Znalazłem nowe boje na wodzie, pewnie jeszcze nie ustawione jak powinny ale coś się tam kroi.

Z rybami krucho ale trzeba pływać, żeby poznać lepiej przeorane łowisko.

Przyjdzie czas i na ryby.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pływaliśmy z Jankiem jego łódką po Zatoce Gdańskiej.

Szukaliśmy dorsza.

 

Pobudka o 2.30 - jeszcze przed świtem.

O tej porze nietoperze lecą spać :D

W Narodowym Centrum Żeglarstwa dopiero budziło się życie.

 

post-1419-0-86094800-1402121359_thumb.jpg

 

Całowaliśmy klamkę zamkniętej bramki zanim otworzył nam zaspany ochroniarz.

W końcu dostaliśmy się na łódź, krótkie rozpakowanie sprzętu, odpalamy katarynę i jesteśmy na wodzie.

W oddali majaczą już łodzie z wędkarzami.

Pewnie polują na sandacza na płyciźnie Śmiałej Wisły.

Posępne sylwetki siedzących we mgle na łodziach przypominają dzieciństwo i wędkowanie na jeziorze.

 

Wypływamy na morze i bierzemy namiar na potencjalne stanowisko interesującej nas ryby.

Daleko, godzina drogi z okładem.

W tym czasie Janek prowadzi a ja szykuję sprzęty.

Nie wziąłem nic z przynęt bo wszystko zostawiam na swojej łajbie.

Korzystam z uprzejmości Jana i zakładam co mi daje.

 

Zapisów na echu mało.

Grupki ławic ryb rozproszone i maleńkie.

Nie wiadomo dokładnie co to jest?

Śledzie, szprotki...? HGW

Nie biorą na nasze przynęty.

Stosujemy przywieszki śledziowe, makrelowe, dorszowe...

Pilkery, gumy, szprotki... za Chiny Ludowe nie chcą gryźć :wacko:

 

W końcu Jasiek ma pierwsze branie i wyciąga dorsza!

Jest nadzieja :rolleyes:

 

Szukamy dalej i dalej.

Co namierzymy jakąś kupeczkę, skupisko to próbujemy moczyć kije.

Z marnym skutkiem ale dłubiemy.

W międzyczasie wspominamy wiosenny wypad, kiedy to z innym Jankiem, z Krisem polowaliśmy na tych samych łowiskach.

Śledzia było mnóstwo, dorsz też nie grymasił.

Jeśli już to do 16tej :D

Udało się nawet zadzwonić do Janeczka i zapytać: jak leci?

 

Pływamy i nasłuchujemy przez radio innych wędkarzy.

Też kicha na łączach.

Ktoś próbował łowić na Frankenie, starym poniemieckim rupieciu na dnie.

Zostawił kolejne 3 pilkery i zrezygnował :lol:

 

Szukamy dalej.

Kolejne namiary przynoszą drugą rybkę, tym razem to mi udało się skusić lamparcika na martwą szprotkę.

 

Pomny wcześniejszej wyprawy wziąłem ciepły sweter, dodatkową podpinkę z polaru.

Jednak na otwartej przestrzeni wiaterek potrafi oziębić ciało.

Zabezpieczyłem się lepiej przed chłodem choć czasem słońce nas rozgrzewało.

Dopiero kiedy Jasiowi cycki zaczęły marznąć zaczęliśmy powoli wracać z łowiska.

 

Dałem mu odpocząć przejmując stery.

W końcu mamy podobne doświadczenia, typowe jednostki.

Mógł się Jasiek zdrzemnąć po krótkiej nocy.

Musiał szybko zdrzemnąć się, miał mało czasu.

 

W drodze powrotnej natknęliśmy się na potworny korek w śródmieściu.

Masa ludziów wracała z roboty do chałup, inni przyjechali do miasta na mecz reprezentacji piłki nożnej...

Kaplica... ale w końcu dotarliśmy do mnie, pożegnaliśmy się serdecznie.

 

Nie dziwota, że niektórzy mówią: najgorszy dzień na rybach lepszy do dnia w robocie :)

 

Dzięki Janek za zaproszenie i przynęty.

Następną razą będzie lepiej :D - może teraz skorzystasz z mojego zaproszenia i popłyniemy moją?

Gorzej na pewno nie będzie :diabelek:

 

Odpoczniesz u mnie jak ja u Ciebie. Pozdro

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...