Skocz do zawartości

Wieści znad wody


grzybek
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Mam nadzieję, że przyjmie się nowy temat i piszę go w odpowiednim wątku.

 

Wielu z nas łowi aktywnie, inni mniej, okazjonalnie ale zawsze warto wiedzieć co w trawie piszczy?

 

Opisujmy gdzie, na co, jaką metodą złowiliśmy jakąś rybkę albo co nam poszło w siną dal :)

 

Na początek powiem co mi się nie udało...

 

Odczekałem sporo czasu od ubiegłej jesieni żeby mieć kontakt z moją ulubioną rybą - sandaczem.

 

Popłynęliśmy z zięciulem na Martwą Wisłę w Gdańsku żeby obadać, czy coś w tej wodzie zostało?

Odczekaliśmy najazd 1czerwcowych zapaleńców śpiących na wodzie w dziwnych pozycjach i dopłynęliśmy na ulubione miejscówki przed zmierzchem.

Woda okazała się martwa jak nazwa rzeki wskazuje.

 

Wieczorem były jakieś spławy ale w sumie nie doczekaliśmy nawet brania okonia.

Całe szczęście, że nie spieszyliśmy się nigdzie i wcześniej złowiliśmy kilka pasiaków, plaskatych fląder i kilka szt babki byczej.

 

Trzeba zawsze żywić nadzieję, że jutro będzie lepiej czego i Wam życzę ;)

 

 

post-1419-0-70458600-1370254833_thumb.jpg

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie na Narwi i starorzeczu przez czerwcówkę padło 30-40 okonków na meppsa 1 srebro i złoto, cztery niemiarowe sandacze na seledynowego predatora z czerwonym ogonkiem i jeden szczupak 60cm na mapps aglia 4 złota z czerwonym chwostem.  Coś słabo ze szczupakiem w tym roku, w 2012 miałem już na koncie parę 70tek i jedna 80tkę. Nie wiem co może być powodem, długa zima długą zimą ale już powinny się pojawić w większej ilości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie, nietypowa ta wiosna.

Wyjątkowo długa zima i okresy tarła przeciągnęły się w nieskończoność.

Okonie, które łowiliśmy z zięciem jeszcze wychudzone po tarle, w czerwcu!

Tego najstarsi górale nie pamiętają ;)

 

Będzie lepiej, jak wysoka woda z południa dotrze do nas znowu będziemy mieli więcej rybek schodzących z prądem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj wreszcie pierwszy wypad na dorsza w tym roku.

Odczekałem wiele tygodni żeby wreszcie popłynąć na "stare śmieci"

Mam swoje ulubione miejscówki i chętnie tam wracam.

 

Przy okazji udało mi się ochrzcić kolejnego "wilka morskiego" - własnego zięcia.

Jego pierwszą rybą okazał się 60cm dorsz, było czym przywalić :D

 

Wypłynęliśmy popołudniu, na luzie, po słonecznym dniu.

Na spokojnie przygotowaliśmy w marinie sprzęty, odmroziliśmy szprotki.

 

Po dopłynięciu zarzuciliśmy dwa zestawy: jeden ze śledziem drugi ze szprotką.

Po jakimś czasie miałem 3krotne branie flądry ale nie udało jej się zerwać ani połknąć sporej rybki z haka.

 

 

post-1419-0-00944400-1370683272_thumb.jpg

 

 

Po jakimś czasie zarzuciliśmy wędkowanie na martwą rybkę i w ruch poszły spiningi.

W czwartym rzucie wyjąłem pierwszego bolka.

 

post-1419-0-84505400-1370683210_thumb.jpg

 

Później przyszły następne

 

post-1419-0-27891900-1370683331_thumb.jpg

 

 

Wszystkie ryby w granicach 57-62cm (2-3kg) takie jakie lubię.

Już odpasione, grube.

 

Zięciulo też wyjął kilka.

Najzabawniej było wtedy kiedy ryba schodziła mu w pół toni... :D

Ani z niego wędkarz ani spiningista.

Dopiero uczę go obsługi sprzętu, łodzi, techniki.

Mimo swojej wagi 120kg ciężko mu było wyrwać Neptunowi jego dary z wody.

 

Morze spokojne, piękny zachód słońca, mile spędzone chwile nad łonem natury.

Czegóż chcieć więcej?

Edytowane przez grzybek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O właśnie...

Zapomniałem dodać, że łowiłem na nowego, sandaczowego kija MHX z pracowni.

Przeciążałem go główkami 50g z gumą L4.

Świetnie ładuje przynętę na spore odległości i oddaje brania.

Nowa plecionka 012 Zander Spezjal Cilimax'a też zachowuje się bez zastrzeżeń.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no tak napewno inne lapanie,metody ,glebokosc i wytrzymalosc sprzetu ale slyszalem ze np po 25 bolku wkrada sie tez monotonia a brania leszcza na splawiku wykladajacym sie do gory to chocby przy setnej sztuce nigdy sie nie znudza ale masz racje  raz na jakis czas trzeba czegos innego posmakowac bo nawet kawior sie znudzi,w lipcy jakis urlopik moze trafie to wtedy bym sie wprosił.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wczoraj kolejny wypad na Zatokę.

Skubańce przetrzymały mnie trochę na wodzie.

Jako, że "lamparciki" nie lubią światła nawiedziły mnie dopiero wieczorem.

 

Pierwszy uderzył najstarszy  post-1419-0-60236800-1371634535_thumb.jpg post-1419-0-84773700-1371634568_thumb.jpg

 

Nic specjalnego ale mój ulubiony rozmiar post-1419-0-40191100-1371634629_thumb.jpg

 

O dziwo, nie chciały współpracować z najlepszą gumą ubiegłorocznego sezonu (silk) a uparły się na zgniłą zieleń z brokatem i pleksi.

 

Jeden z dorszy wreszcie uwiesił się też na szprotkę.

Na dendrobenę szczapiła się plaskata flądra.

Coś odczepiło się też w trakcie holu... myślałem, że zerwało haczyk ale nie :wacko:

 

Szczęściarz

 

Rewelacji nie było, bywało gorzej choć zawsze może być lepiej.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja Wam zazdroszczę(Pomorzanom)tych Zatok i Bałtyku

Natomiast ja Tobie świetnych łowisk sumowych :D , a tak prawdę mówiąc to mnie zatoka i morze kompletnie nie rajcuje

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tu zazdrościć?

Jak ktoś chce znajdzie coś ciekawego u siebie :)

 

Wczoraj znowu wypłynąłem na Zatokę, na moje ulubione łowisko.

 

Wcześniej odnowiliśmy znajomość ze starym kumplem z którym łowiliśmy wcześniej szczupaki na jeziorze Ostrzyckim.

Było co powspominać.

 

W pierwszych rzutach udało się wyjąć dwie flądry (spinning z 50g jigiem i gumą L4 :o )

Doszedł do tego jeden dorsz i to wszystko.

 

Pożeglowaliśmy po względnie spokojnym morzu - miło było odetchnąć świeżym powietrzem i spotkać się ze starymi wspomnieniami.

Planujemy kolejne spotkania.

 

Będzie dobrze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś kolejny dzień na wodzie po kilku godzinach odpoczynku.

Nie zaliczę go do udanych.

Pływaliśmy po Martwej Wiśle, po Zatoce Gdańskiej.

Pomimo kilku ciekawych rybek nie miałem satysfakcji.

Pierwszy sandacz "pstryknął" ogonem i zaczepił się o grot haczyka, pierwszy okoń ciekł mleczem...

30cm flądra była chociaż "normalna"

 

Koledzy z Bydgoszczy którzy mnie odwiedzili połowili fajnych garbusów.

Byłem wykończony po tym wędkowaniu w skwarze.

Słońce dało mi się we znaki.

Nawet zdjęć nie chciało mi się robić.

Czas odpocząć trochę na lądzie, nie na wodzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny wieczór zaliczony na Zatoce Gdańskiej.

Wreszcie wiatr z zachodu, lekka, martwa fala.

Po dopłynięciu na ulubione łowisko okazało się, że jest obstawione sieciami.

Ok 500m sieć albo zdryfowała przy dość silnym dryfie albo została postawiona wzdłuż ulubionych miejscówek :unsure:

Kaszuby wiedzą gdzie stawiać ale nigdy nie były tak blisko zaczepów.

Pewnie jedna z sieci była uziemiona na zaczepach. Ciekawe, czy ją wyrwą?

 

Mimo wszystko udało się wyjąć 4 lamparty, 5 fląder.

Standard.

 

Co raz częściej odprężam się przy połowie płaskich.

Próbowałem też mrożonej szprotki ale flądry tylko obżerały brzuszki.

Nie ma to jak dendrobena na muchowym haczyku i okoniowy zestaw.

 

Chyba czas poszukać nowego łowiska dorszyków.

1 czy 6 dorszy mnie nie satysfakcjonuje.

 

Dalej łowię sandaczowym kijem z 50g jigiem i gumą 4L

W tym roku dorsze nie preferują ubiegłorocznego "silka" a zgniłą zieleń z domieszką czerni, czerwieni, brokatu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Pogoda wietrzna, paskudna ale musiałem popłynąć.

Na Martwej Wiśle sporo drobnicy, pewnie okonie się kręcą koło nich ale brać nie były skore.

Na wobka w trolingu wyjąłem kilka kordupelków,  niewiele większych od przynęty

 

  post-1419-0-60121800-1373744851_thumb.jpg

 

 

Bez przekonania próbowałem złowić sandacza aż w końcu uwiesił się jeden

 

 

post-1419-0-75217700-1373744964_thumb.jpg

 

 

Nic szczególnego ale zawsze coś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka dni temu złowiłem życiową rybę jaką w tej chwili jest sum ok 145cm/19kg.

 

Próbowałem łowić sandacze na lekko a przynętę pobrał car tej wody, który półmetrowe sandacze łyka na zakąskę.

Powaga.

 

Używałem wędki castingowej Silstar Pinacle 198cm, przerobionej własnym sumptem na spinning.

Przynętą był wobler Górala na plecionce 012 Zander Spezial Climax'a, o wytrzymałości 9kg - to wszystko na lekkim kołowrotku wielkości 3000.

 

 

post-1419-0-10035400-1374311609_thumb.jpg

 

 

To właśnie ten wobler, już ze złamanym sterem bo po półtoragodzinnej walce okazało się, że ryba zaczepiła się tylną kotwiczką w kąciku a pierwsza kotwiczka zaczepiła się na zewnątrz pyska.

Widocznie w trakcie walki ster ułamał się u podstawy.

 

Dopiero wczoraj udało mi się przegrać filmy z telefonu na duży ekran i spokojnie obejrzeć te sceny i przypomnieć emocje, które zawładnęły nami tego wieczora na wodzie.

 

Ryba wzięła na środku kanału/rzeki i długo woziła nas na półtoratonowej krypie.

W pewnym momencie musieliśmy odprowadzać ją silnikiem z powrotem na środek żeby nie weszła w jakieś zielsko.

Może szukała swojego dołka, korzenia, groty...?

Nie mam pojęcia ale robiła z delikatnym sprzętem i z ciężką łodzią zadziwiająco sporo.

Panowaliśmy nad emocjami choć każdy wir na wodzie, bąble wypuszczane przez męczoną rybę wyzwalały w nas dreszcz emocji i dopływ adrenaliny.

To pomagało mi w utrzymaniu kija i utwierdzało nas w przekonaniu, że może jednak uda się ją wyciągnąć?

Nie raz miałem potężne ryby na wędce ale nigdy nie dawały mi szans zobaczyć się albo wyciągnąć.

Tylko raz metrowy szczupak wyholowany na zestawie okoniowym z głębokości 6m okrążył łódź 3krotnie i pokazał się pół metra pod wodą.

To był kontakt wzrokowy, dwa metry od łodzi, pamiętam moment kiedy spotkały się nasze oczy i strzał pod łódź...

 

Trocie na bata pracując pod prąd rzeki (Wisła bieżąca, przyłów) też schodząc z nurtem zrywały zestawy do przepływanki...

Na Zatoce Gdańskiej 014mm plecionka pozwalała jedynie przyciągnąć rybę po dnie, pod burtę ale nie dała się podnieść.

 

Inna ryba na Odrze - sum - odstrzelił sobie ogonem po plecionce hak 3/0 z pyska i poszedł gdzie chciał...

 

Te doświadczenia pozwoliły mi zachować spokój i trzeźwość umysłu.

 

W trakcie tych kilku kwadransów walki wszystko to miałem na uwadze, w pamięci.

Zmiażdżone, powyginane w pysku kotwice, zerwane plecionki, żyłki, zablokowane hamulce w kołowrotku, złamane kije...

 

 

Mógł zawieźć jakikolwiek element: plecionka, łącznik, krętlik, kotwica...

Ryba mogła zaczepić się o jakiś korzeń, kamień, śrubę silnika, przetrzeć linkę o jakąś muszelkę na kadłubie...

Wystarczyłby jeden słabszy element łańcucha  i byłoby po zawodach.

 

Tym razem wszystko zagrało, sprawdziło się. Udało się.

Trochę wędkarskiego szczęścia trzeba mieć.

 

Po blisko 50 latach łowienia mogę powiedzieć, że się spełniłem.

Nigdy nie widziałem większej ryby ani nie znam osobiście wędkarza, który pokazałby mi podobnej wielkości i siły rybę.

 

Na Martwej Wiśle słyszałem o sumach ale jedynego (poniżej metra) widziałem tylko w kłusowniczych sieciach.

 

Ten był drugi i w moich oczach ogromny.

Już nie liczę na większą rybę.

 

To mój pierwszy zabrany wodzie sum i bardzo możliwe, że ostatni.

 

Pokonałem go w uczciwej walce i wiem, że na niego zasłużyłem.

 

post-1419-0-71551000-1374313698_thumb.jpg   post-1419-0-57941200-1374313762_thumb.jpg

 

 

post-1419-0-82356700-1374313792_thumb.jpg post-1419-0-18326100-1374313833_thumb.jpg

 

Tego dnia złowiłem komplet królów tej rzeki i cara.

To był mój dzień i widocznie tak miało być.

 

Nie krytykujcie mnie za zabranie ryby.

Łowię ryby i rywalizuję z nimi - nie z wędkarzami.

Łowię żeby zaspokoić swój pierwotny instynkt i smak.

Nie umiem inaczej.

 

Łowić je tylko po to żeby złowić, ukłuć, skaleczyć, zestresować to nie dla mnie.

Dużo ryb wypuszczam choć czasem znajduję je później martwe.

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkiem nieźle ... ;). Twoje prawo zabrać rybę chociaż dziś dowiedziałem się, że takie nie nadają się do spożycia.

Ryba zabrana zgodnie z prawem, oceny moralne pozostają Waszymi osobistymi opiniami i zachowajcie je dla siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu - udało mi się spełnić swoje marzenie wyholowania wielkiej ryby.
Liczyłem na "metrówkę" z którą spotykałem się co jakiś czas.
W Polsce nigdy nie udało mi się do tej pory przekroczyć tego wymiaru.
Owszem, miałem na kiju duże ryby ale tylko raz widziałem jedną z nich.
Duże ryby są silne i najczęściej biorą na ten najsłabszy zestaw i robią z nim co chcą.
Tzn demolują, testują sprzęt, umiejętności wędkarza, wykorzystają każdą okoliczność, błąd by uciec.
Tym razem miałem więcej szczęścia.

Tego dnia złowiłem swojego pierwszego, wymiarowego sandacza w tym roku.
Zadzwonił kolega, powiedziałem mu o tym i postanowił do mnie przyjechać na wspólne wędkowanie.
Wypłynęliśmy popołudniu, zrobiliśmy kilka rundek po górkach, gdzie jakiś czas temu koparki wydobywały żwir na budowę dróg.
Miejscówki dla mnie nowe, nieznane ale jak się okazało już zadomowiły się w nich ryby.
Brały okonie w granicach do 25cm, od czasu do czasu trafił się sandacz.
Udało mi się wyciągnąć kolejne dwie sztuki, koledze także jednego.
Łowiliśmy metodą trolingową z użyciem woblerów.
Próbowaliśmy też gumek ale bez efektu.
W ruch poszedł spining i cast ale efekty mieliśmy mizerne: okonki skubały tylko ogonki naszych przynęt.
W trakcie spiningowania podpłynął do nas kolega na innej, szybkiej motorówce.
Pogadaliśmy chwilę na wodzie i w końcu odpłynął - niestety, zrobił to z takim hałasem i wdziękiem, że wypłoszył nam wszystko dookoła.
Zmieniliśmy taktykę i łowisko.
Wróciliśmy do trolingu i popłynęliśmy środkiem rzeki szukając odpowiednich głębokości.
Moje woblery (pływające Górale 7cm) penetrowały dno i toń w granicach 3-3,5m.
Starałem się sterować łodzią tak, żeby przynęta nie czepiała dna.
Z reguły odkładam wędkę do uchwytu przed swoim siedziskiem sternika, na wysokości wzroku.
Brania i trącenia, zaczepy i pracę przynęty obserwuję w zasadzie non-stop.
Tym razem branie nastąpiło równie niespodziewanie jak widowiskowo.
Jedno mocne ugięcie i zaraz kolejne. To nie był zaczep.
Natychmiastowe wyłączenie biegu, uchwycenie kija w rękę i zaczęła się jazda.
Przez kilka chwil myśleliśmy, że mamy do czynienia z dużym sandaczem.
Przed dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, z jaką rybą mamy do czynienia?
Kolega pyta co robić?
Zwinął swój zestaw więc mówię z głupia frant: filmuj...)
Zapadał już wieczór, słońce chyliło się nad widnokręgiem a ryba silna i za nic nie chciała się pokazać.
Niedawno zakupiony kijek Silstar Pinnacle Vision (cast) przerobiony przeze mnie na spina wygięty pracował pięknie.
Kręciołek wielkości 3000 płynnie oddawał cieniutką plecionkę 012 o wytrzymałości 9kg w momentach odchodzenia ryby.
Bałem się o ten delikatny zestaw.
W myślach przebiegały mi poprzednie, przegrane spotkania ze szczupakami, z dorszami, z sumem...
Zmiażdżone w potężnych pyskach kotwice, zerwane linki, odstrzelone ogonem plecionki...
Po kwadransie zaczęliśmy obserwować pierwsze bąble na powierzchni - o! Sum!
Wątpliwości rozwiały się.
Po jakimś czasie pokazał się pierwszy wir na powierzchni - adrenalina skakała nam wtedy skokowo.
Pomagała mi utrzymać wędkę w ręku, którą podpierałem czasem drugą ręką.
Ryba murowała do dna, starała się chować pod łodzią.
Musiałem wędrować za nią, z rufy na dziób, z lewej na prawą burtę.
Kilka razy musiałem zatopioną wędkę przekładać pod stopą zaburtowego silnika.
W pewnym momencie ryba próbowała przeciągnąć półtoratonową łódź pod łan zielska wystający ponad wodę.
Silnik cały czas pracował więc kolega powoli odpłynął od brzegu, z powrotem na środek.
To była walka na przetrwanie.
Nie mogłem tego stworzenia wyrwać na siłę.
Nie takim sprzętem.
Nowy, nieznany kij, przelotki, własne omotki, nowa plecionka... - w każdej chwili coś mogło zawieźć.
Każde ogniwo łańcucha mogło nie wytrzymać: krętlik, agrafka, kotwiczka, węzeł...
Jakikolwiek zaczep w pobliżu, muszelka na kadłubie, korzeń w dnie, kamień czy skorupa małży może zerwać cienką nić z potworem głębin, włodarzem tej wody.
Długo trwały te zmagania.
Kolega nakręcił dwa filmy telefonem komórkowym.
Wiele momentów jest niewidocznych już bo zapadał zmierzch.
Słychać nasze rozmowy...np pytanie, czy użyjemy podbieraka?
Uśmialiśmy się później trochę bo ramka miała może pół metra?
Mogliśmy mu co najwyżej głowę przykryć albo czapką zarzucić - na jedno wychodziło.
Kiedy po jakimś czasie przekonaliśmy się z jaką wielkością ryby mamy do czynienia nie mieliśmy złudzeń, że możemy wyciągnąć go tylko we dwójkę, wspólnymi siłami.
Mnie już ręka puchła od ciągłego holowania i utrzymywania ryby na kiju.
Komary zaczęły nas kąsać więc staraliśmy się odgonić je dymem z papierosa, który odpalał i podawał kolega.
Sum wcale nie zamierzał się poddawać.
Był wciąż świeży i walczył, holował nas po wodzie.
Ani razu nie wyłożył się, puszczał bąki i to tylko pewnie dla zmylenia przeciwnika.
Kiedy wreszcie osłabł na tyle, że dało się go zobaczyć na powierzchni i podciągnąć do burty zacząłem wierzyć, że uda się go wyciągnąć.
Po ok półtoragodzinnej przepychance, w końcu, za drugim razem udało mi się wsunąć mu do pyska dłoń owiniętą szmatą i wspólnymi siłami wyrwać na pokład.
Burta wysoka, ok 60cm i łatwo nie było.
Po osadzeniu na pokład jego łeb przykrył dwa wymiarowe sandacze.
Na zdjęciach wyglądają jak uklejki.
Ale zwierzę, cielak, bydlę... ależ to była radość, wzajemne gratulacje, podziękowania, ufff - ale frajda.
Kolega twierdzi, że znowu "skopałem mu tyłek" ale byliśmy autentycznie szczerzy i uczciwi wobec siebie.
Takich emocji nie przeżyłem przez pół wieku wędkowania.
To moja ryba życia.

 

Następnego dnia wróciłem do Mariny Błotnik, gdzie trzymam łódź i pomagam dziaciaczkom przy kursie żeglarskim.

Komandor Klubu Morskiego już wiedział o rybie.

Za kilka godzin dzwoniła reporterka z Panoramy Gdańskiej z prośbą o przesłanie zdjęć, filmów...

Popołudniu odebrałem też gratulacje od Wójta Gminy.

Wygląda jakbym był celebrytą ;) Sensacja!

Wcale nie jestem tym zachwycony.

Zdaję sobie sprawę, że wędkarskie fora przeglądają różni ludzie.

Co chwilę słyszę o kłusowniczych siatkach, sieciach, żakach...

Często nasze łodzie albo przynęty wpadają na nie i niszczą śruby, utrudniają żeglugę, wyciskają faunę z wody.

Przez kilka dni zastanawiałem się czy w ogóle o tej rybie pisać?

Do tej pory nie wyraziłem zgody na publikację zdjęć, może wcale tego nie zrobię?

 

Podzieliłem się z Wami tą informacją bo wiem, że ryby są i każdemu może trafić się takie szczęście.

Cierpliwość i brak ciśnienia żeby złapać cokolwiek to droga do sukcesu.

Nie można uprawiać hobby bez zadowolenia, satysfakcji.

 

Zabrałem tą rybę choć nie każdemu to musi się podobać.

 

Waldemar Borys napisał kilka lat temu:

 

"Ryby giną nie tylko dlatego, że zostały pokłute, ale z tego powodu, że ich organizm został wycieńczony walką. Wiedząc o tym, nigdy nie popieraliśmy zasady „złów i wypuść” bo to jedynie stwarza pozory znajomości problemu i rzekomego etycznego postępowania, jak próbują ją czasem przedstawiać wędkarze"

 

 

PS.

Uwierz mi Daniel - ryba jest bardzo smaczna.

Tak jak każdą potrawę - trzeba ją umiejętnie przyrządzić, możesz spróbować.

 

Skasowałem ostatnie zdjęcia, Woldi w tym wypadku ma rację - dzięki za słuszną uwagę.

post-1419-0-68715600-1374426295_thumb.jpg

Edytowane przez wind
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość woldi
Waldemar Borys napisał kilka lat temu:"Ryby giną nie tylko dlatego, że zostały pokłute, ale z tego powodu, że ich organizm został wycieńczony walką. Wiedząc o tym, nigdy nie popieraliśmy zasady „złów i wypuść” bo to jedynie stwarza pozory znajomości problemu i rzekomego etycznego postępowania, jak próbują ją czasem przedstawiać wędkarze"

Już nie wiem, śmiać się czy płakać :(

 

P.S.

Regulamin forum

,,2. Zabrania się umieszczania w galerii / na forum zdjęć z rybami, które zostały zrobione poza łowiskiem. Co to znaczy? To znaczy, że wrzucamy zdjęcia ryb zrobione nad wodą a nie z firanką czy kanapą w tle. Tego nie akceptujemy.,,

Edytowane przez wind
edycja linku
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doszliśmy do takiego etapu w rozwoju cywilizacji,że niedługo będziemy tłumaczyć się sąsiadowi że zjedliśmy schabowego,albo flet z kurczaka zamiast wegetariańskiej zupy z metra kw.naszego trawnika.Być może przez swój przejęty po przodkach atawizm inaczej interpretuję pewne kwestie odnośnie łowienia i zjadania ryb.(Świetnie to zdiagnozował Docio na SSG).Chociaż bardzo dużo ryb zabieram z łowiska, to równie wiele wypuszczam.Nie zazdroszczę innym złowionych ryb i jestem zdecydowanym przeciwnikiem zachodnich idei typu "złow i wypuść". Chociaż podkreślam jeszcze raz,być może robię to częściej niż wielu wyznawców owej idei.(Znaj proporcjum mocium panie)Gratuluję Grzybkowi i życzę smacznego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...